Puchar pocieszenia czy pożegnalny puchar dla Pepa Guardioli? A może to i to? Po tym co Hiszpan zrobił dla FC Barcelony, należy mu się godne zakończenie. Przecież nikt nie chce pamiętać ostatniego meczu Guardioli na ławce jako porażki. Liczy się tylko zdobycie 26. Pucharu Króla w historii tego wielkiego klubu.
Zacznijmy od przewidywanego składu. Pewniakiem na bramce jest Pinto. Idziemy dalej. Osłabiona linia defensywy prawdopodobnie będzie obsadzona przez Montoyę, Pique, Mascherano i Adriano. Nie ma mowy o występach kontuzjowanych, czyli Puyola, Abidala i Fontasa, więc niewielkie pole do manewru pozostało tutaj Guardioli. W linii pomocy już większy wybór, ale raczej Pep postawi tutaj na Busquetsa, Xaviego i Iniestę, a Fabregas powędruję na najprawdopodobniej skrzydło. Na przeciwległym skrzydle zagra ktoś z dwójki Alexis, Pedro i uzupełni ich oczywiście Messi.
Jak już jesteśmy przy fenomenalnym Leo to zadajmy sobie pytanie – czy uda mu się jeszcze bardziej wyśrubować jego niesamowity rekord strzelecki w tym sezonie? Rozgoryczony po porażce w finale Ligi Europejskiej Athletic na pewno nie będzie ułatwiał mu zadania. Trzy lata te zespoły spotkały się na tym samym poziomie rozgrywek. Wtedy to Toquero otworzył wynik spotkania po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, jednak dalej sprawy potoczyły się już po myśli Dumy Katalonii. Wtedy właśnie Messi strzelił jedną z bramek, a końcowy wynik brzmiał 4-1 dla Barcy. Warto dodać, że na sześć spotkań w finale tych rozgrywek aż cztery wygrywała FC Barcelona.
Droga do finału była długa i ciężka. Zaczęło się od Hospitalet, które w pierwszym meczu sprawiało problemy, bo było skromne 1-0 dla Barcy, natomiast w drugim spotkaniu istna goleada – 9-0. Potem przyszedł czas na Osasunę. Cztery bramki i czyste konto przesądziły o wyniku rywalizacji już po pierwszym z dwóch meczów. Rewanż – 2-1 dla Barcy. Następny i najtrudniejszy z tych wszystkich przystanków stanowił Real Madryt. Solidna zaliczka 2-1 na Santiago Bernabeu stawiała Królewskich w bardzo ciężkiej sytuacji przed rewanżem. Na Camp Nou padł remis 2-2 i Real musiał się pożegnać z marzeniami o potrójnej koronie. Potem naprzeciw Barcy stanęła Valencia. Pierwszy mecz 1-1, a w rewanżu 2-2 i Barcelona w finale na Vicente Calderon.
Rywalem FC Barcelony w ostatnim meczu pod wodzą Pepa Guardioli jest Athletic Club. Baskowie sezon ligowy zakończyli na dziesiątej pozycji mając sześć punktów mniej od Levante, które zakwalifikowało się do gry w Lidze Europy (trzeba jednak zaznaczyć, że dzięki przepisom premiującym grą w Lidze Europy zwycięzcę Copa del Rey oraz dzięki temu, że Barcelona zagra w Lidze Mistrzów w nowym sezonie, Athletic został zakwalifikowany do Ligi Europy). Jeżeli ktoś jeszcze tego nie wie, to warto podkreślić fakt, że Bilbao w całej swojej historii nigdy nie spadło z Primera División, a w dodatku polega wyłącznie na zawodnikach pochodzących z Kraju Basków. Jest to ewenement na skalę światową i doskonale pokazuje jak Athletic Club i kibice Lwów cenią sobie swoją narodowość, tak samo zresztą jak Katalończycy.
Athletic dokonał jeszcze jednego wydarzenia godnego podziwu piłkarskiej społeczności. Posiadając jedynie Basków w składzie zdołał dojść do samego finału Ligi Europy. Warto wspomnieć tutaj o pokonaniu Manchesteru United w 1/8 finału tego turnieju, jednak angielski zespół spisywał się w tym sezonie niezwykle miernie w grze o europejskie puchary, co mimo wszystko jest godne uznania. W finale Bilbao musiało uznać wyższość Atlético Madryt.
Z kolei droga na Vicente Calderón nie była obfita w jakieś spektakularne widowiska ze strony Atheltic, a na pewno była łatwiejsza niż zespołu Pepa Guardioli. Swój udział w Pucharze Hiszpanii baskijska drużyna rozpoczęła od dwumeczu z Realem Oviedo, a oba pojedynki wygrali podopieczni Marcelo Bielsy wygrywając minimalnie po 1-0. W 1/8 finału Athletic zagrał z równie egzotycznie brzmiącym dla większości polskich kibiców Albacete Balompié. Pierwszy mecz w Albacete zakończył się bezbramkowym remisem, w rewanżu jednak Bilbao rozgromiło przeciwnika 4-0, a w ćwierćfinale odprawiło z kwitkiem pierwszoligową Mallorkę.
W półfinale Athletic zmierzył się z rewelacją tegorocznych rozgrywek – CD Mirandés, grającym w Segunda División B (!) czyli na tym samym szczeblu na jakim gra obecnie Barça B. Czapki z głów przed zawodnikami Carlosa Pouso, którzy pokonali kolejno Villarreal, Racing Santander, Espanyol (od fazy 1/8 finału) i wcześniej jeszcze trzy inne mniejsze kluby aby dotrzeć aż do półfinału. W pierwszym meczu z Athletikiem, rozgrywanym w Miranda de Ebro, górą byli goście wygrywając 1-2 co dawało jeszcze Mirandés szanse na awans. Marzenia zostały jednak brutalnie odebrane po tym jak w stolicy Baskonii Athletic Club wygrał 2-6 i przeniósł się do meczu z Barçą. Bilans Bilbao w meczach pucharowych to 7 zwycięstw i 1 remis.
Baskowie nie będą mieli jednak łatwego zadania w finale, w którym zmierzą się z gigantem światowego futbolu. W 2009 roku mogliśmy oglądać identyczny pojedynek, a wtedy puchar padł łupem Dumy Katalonii po dobrym meczu zakończonym wynikiem 4-1. Ostatnią, dwudziestą trzecią, Copa del Rey Athletic Club zdobył w 1984 roku pokonując 1-0 Barçę. Baskowie górowali nad Katalończykami także w 1932 roku, a w pozostałych czterech finałach z udziałem obu drużyn górą była Blaugrana (1920, 1942, 1953 oraz wspomniany 2009).
Na wczorajszej konferencji prasowej szkoleniowiec Los Leones, pan Marcelo Bielsa, nie ukrywał szacunku jakim darzy drużynę Pepa Guardioli: „Najlepszą na świecie drużyną jest Barcelona. Przegrana w finale generuje rozczarowanie, ale gra w kolejnym, inny finale to doskonała okazja, która napełnia nas optymizmem i entuzjazmem”, powiedział odnosząc się do przegranego finału z Atlético Madryt. Powiedział też, że nie ma jeszcze gotowej jedenastki na ten mecz, a o wyborze Pinto na podstawowego golkipera na to wielkie spotkanie odpowiedział: „Taki klub jak Barcelona ma dwóch bramkarzy zdolnych do gry w pierwszym składzie”.
O otoczce tego meczu dobrze zdajemy sobie sprawę, a o tym jak zmotywowane jest Bilbao do triumfu w finale niech świadczy film, który klub dedykuje swoim kibicom. Obie drużyny są rozgoryczone sezonem. Obie liczą na zdobycie trofeum. Obie dzisiaj staną do walki i dadzą z siebie wszystko w ostatnim spotkaniu tego sezonu, aby zdobyć upragniony Puchar Króla. Athletic Club to Baskowie z krwi i kości broniący swoich tradycji i reprezentujący swój kraj. Z drugiej strony FC Barcelona, która od lat uważana jest za ostoję i symbol katalońskości. Dwa kraje walczące o puchar innego kraju w samym jego sercu, dwa zespoły, dla których to więcej niż mecz. Kto będzie świętował w Madrycie? Przekonamy się około północy.
Przemysław Kuryłło (DumaKatalonii.pl): To będzie nasz ostatni mecz pod wodzą Pepa Guardioli i piłkarze na pewno postarają się aby razem z trenerem wznieść jego ostatni puchar. Oprócz aspektów sportowych, takich jak ostatni mecz za Guardioli właśnie czy szansa na dwudzieste trofeum Xaviego, mecz ten będzie miał charakter symboliczny dla obu zespołów. Katalonia i Baskonia zagrają o Puchar Hiszpanii w Madrycie. Szkoda, że nie odbędzie się to na Bernabéu, ale przecież remonty toalet to niezwykle pilna i zajmująca sprawa. Nieważne jednak gdzie, ważne aby wygrała Barça. Mam nadzieję na atrakcyjny mecz i zwycięstwo Blaugrany. Vamos!
Remigiusz Kwiatkowski (BlogFCB.com): I tak oto zakończyć ma się kariera trenerska Guardioli w FC Barcelonie. Nie byle jaka. Nie było takiego trenera w historii Blaugrany jeszcze. Dlatego dzisiaj jego podopieczni zaprezentują się tak dobrze, jak to robili pod jego wodzą przez ostatnie cztery lata. Nie ma innej opcji niż zwycięstwo nad Bilbao. Obstawiam 3-1 dla Barcy i Messiego jako autora jednej lub dwóch bramek.
Źródło: Własne/BlogFCB.com