FC Barcelonie bliżej już do kolejnego meczu ligowego niż poprzedniej potyczki z Milanem, ale mamy dla Was jeszcze dokładną analizę taktyczną tamtego spotkania.
Bruce Wayne obudził się w więzieniu. Niewidomy więzień już tam był.
– Nie lękasz się śmierci. Myślisz, że to czyni cię silnym. Ale to sprawia, że jesteś słaby.
– Dlaczego?
– Jak możesz poruszać się szybciej niż to możliwe, walczyć ponad swoje siły, bez najpotężniejszego motywatora duszy – strachu przed śmiercią?
– Boję się jej. Boję się, że umrę tutaj, wówczas kiedy moje miasto płonie i nie ma nikogo, kto może je ocalić.
– Więc się wespnij.
– Jak?
– Tak, jak to uczyniło dziecko. Bez liny. Wtedy strach znów cię odnajdzie.
To jedna z kluczowych scen filmu Mroczny Rycerz powstaje, trylogii Christophera Nolana o Batmanie. Główny bohater, Bruce Wayne, został wrzucony praktycznie na samo dno piekła. Musi się wydostać, aby uratować swoje ukochane Gotham City przed zagładą. Powróciły wszystkie negatywne cechy, które Joker wzniecił w Batmanie w poprzedniej części, a więc wściekłość i rozpacz. Scena w tym więzieniu pokazuje nam coś jeszcze. Człowiek przyparty do muru jest w stanie osiągnąć bardzo wiele, ale najmniejszy błąd może okazać się tragiczny w skutkach.
Można powiedzieć, że piłkarze FC Barcelony wrócili z dalekiej podróży, pokonując Milan. Nigdy wcześniej nie udało się dokonać remontady z wyniku 0:2. Katalończycy polegli w pierwszym meczu, a także dwukrotnie przeciwko Realowi Madryt. Media i kibice wydzieli wszystko w czarnych barwach, a nawet zwiastowali koniec ery Barcelony. Można powiedzieć, że Blaugrana wspięła się bez liny, bez zabezpieczeń. Zagrali trójką z tyłu.
Ustawienie Andrésa Iniesty na lewym skrzydle, a Cesca Fàbregasa w środku pola było sporym niewypałem w pierwszym spotkaniu i nie było tyle miejsca w ataku, jak w rewanżu. Lionel Messi często cofał się głęboko po piłkę i operował głównie w środku pola, za najwyżej wysuniętym Villą, ale w najważniejszych momentach był tam, gdzie być powinien. Bardzo dobrą pracę wykonywali także skrzydłowi, którzy byli pierwszymi defensorami i ich agresywny pressing był bardzo skuteczny. W pierwszym spotkaniu Milan zagrał perfekcyjnie w obronie, ale nie ma dwóch takich samych meczów, więc Barcelona skrzętnie z tego skorzystała i obnażyła braki Włochów.
Granie trójką defensorów było ryzykowne, ale opłaciło się. Dzięki temu środek pola był zdominowany przez gospodarzy, a w ataku Blaugrana miała jednego zawodnika więcej. David Villa był środkowym napastnikiem, więc to na nim głównie swoją uwagę skupiali środkowi obrońcy Milanu, a w związku z tym nie wychodzili wysoko do Messiego.
Podczas gdy ofensywa Barcelony dominowała przez prawie cały sezon, to obrona nie była już tak stabilna. Tego dnia na szczęście wszystkie aspekty funkcjonowały prawidłowo i praktycznie bezbłędnie. Nieustanny pressing na graczach Milanu, obrona grająca bez zarzutów (oprócz pojedynczych przypadków). Ten sezon nie jest najlepszy w wykonaniu defensorów Dumy Katalonii, ale w najważniejszym spotkaniu zagrali na swoim poziomie i z odpowiednią koncentracją. Tito Vilanova i Jordi Roura musieli zagrać bez zabezpieczenia, bo nie było czego bronić. W związku z tym, czwarty obrońca został przekwalifikowany na skrzydłowego. Barcelona przede wszystkim musiała strzelać gole, a nie bronić się przed atakami Włochów, bo najlepszą obroną, jest atak.
Zawodnicy apelowali o nietracenie piłek w newralgicznych punktach boiska i udało się to, a pomocnicy grali perfekcyjnie, co ułatwiło zadanie defensorom. Zobaczmy, gdzie zaczynał się pressing Blaugrany i jak byli rozmieszczeni zawodnicy.
Czterech napastników lub trzech napastników plus Messi, Xavi i Iniesta wysoko oraz wszechobecny Busquets – to oni stanowili o sile pressingu i ewidentnie środek pola należał do Barcelony, bo gracze byli bardzo ruchliwi (czego brakowało wcześniej) i wymieniali się pozycjami. Goście przez środek pola nie mogli się przebić, więc chcieli posyłać długie piłki na skrzydła, aby zainicjować kontry. Tam na ich nieszczęście byli Alba i Piqué, którzy przechwytywali lecące futbolówki. Duża odpowiedzialność spoczywała na barkach Javiera Mascherano, który nie mógł sobie pozwolić na błąd (zdarzył się jeden, ale bez konsekwencji). Argentyńczyk był wobec tego dzielnie wspierany przez Sergio Busquetsa, który zagrał tego dnia koncertowo. Obaj zawodnicy po przechwyceniu piłki mieli sporo opcji do wyboru, do kogo podać.
O klasie i przydatności Busquetsa mówiło się już wiele, Katalończyk jest najlepszym zawodnikiem na świecie na swojej pozycji, bo praktycznie nigdy nie podejmuje złych decyzji na boisku i zawsze zachowuje chłodną głowę. We wtorkowy wieczór przechwytywał każde podanie i był kluczową postacią. Nie można tego powiedzieć z pewnością, ale występ Barcelony nie opierał się tylko na taktyce. Chodził przede wszystkim o odwagę i wiarę we własne umiejętności. To samo było przed pierwszym meczem w półfinale Ligi Mistrzów z 2011 roku przeciwko Realowi Madryt za kadencji Pepa Guardioli. Duma Katalonii pokazała, że wciąż może grać na poziomie, który jest nieosiągalny dla innych drużyn. Ten zespół z pewnością jeszcze nie umarł. Pytanie tylko, jak długo będzie tak jeszcze potrafił?
Źródło: TotalBarca.com