W ostatnich latach FC Barcelona była punktem odniesienia w światowym futbolu. Pep Guardiola wprowadził do piłki nożnej nowe standardy. Rozpropagował on tzw. tiki-takę, czyli styl gry oparty na długim utrzymywaniu się przy piłce i ataku pozycyjnym. Wiele klubów na świecie, z lepszym, bądź gorszym efektem, starało się naśladować Dumę Katalonii. Nikt nie był jednak w stanie zbliżyć się do pierwowzoru. W Blaugranie gra wielu wychowanków. To kolejny trend, który ogarnął cały świat. Każdy chce teraz mieć w drużynie paru zawodników wyszkolonych w klubowych akademiach.
Barça nie tylko stała się wzorem klubu XXI wieku. Potrafiła przekuć swój styl w konkretne sukcesy. W ciągu czterech lat panowania Guardioli, jego drużyna trzy razy była mistrzem kraju i zdobywcą Superpucharu Hiszpanii, dwa razy wygrała Ligę Mistrzów i zdobyła Puchar Króla, a po razie triumfowała w Superpucharze Europy i Klubowych Mistrzostwach Świata. Daje to razem dwanaście trofeów, czyli średnio trzy puchary rocznie. To wynik absolutnie fenomenalny.
Już podczas ostatniego sezonu pracy Pepa widać było jednak, że Azulgrana nie jest już taką samą drużyną, jak wcześniej. Na pewno jedną z przyczyn tej przemiany było przesycenie zwycięstwami. Znam to uczucie z gimnazjum, gdzie ciągle wygrywałem konkursy historyczne. Kolejne triumfy nie dawały wielkiej radości. Brałem je za coś normalnego. Coś podobnego mogą czuć piłkarze Barcelony. To dlatego tak zdecydowanie przegrali ligę rok temu. Real, mając podobny potencjał, był bardziej zdeterminowany.
Przejęcie klubu przez dotychczasowego asystenta – Tito Vilanovę potwierdziło moją tezę. Graczom Dumy Katalonii zależało na tym, żeby ich nowy opiekun został uznany za dobrego trenera. Z wielką determinacją zaczęli więc lać kolejnych rywali na krajowym podwórku. Widać jednak było, że to tylko chwilowy podskok. Z każdym kolejnym miesiącem problemy narastały i pogłębiały się.
Największym, jak sądzę, kłopotem Blaugrany jest zużycie się tiki-taki. Przez kilka lat gra tym stylem gwarantowała zwycięstwa – oczywiście nie zawsze, ale w większości przypadków. Teraz jednak coraz więcej trenerów potrafi ustawić swój zespół tak, aby tiki-taka stała się zwykłą sztuką dla sztuki. Zamiast kombinacyjnej gry i efektownego rozklepywania obrony przeciwnika, coraz częściej mamy do czynienia z bezradnymi podaniami wzdłuż boiska i braku jakiejkolwiek możliwości zagrożenia bramce przeciwnika.
Kolejnym wyzwaniem, z którym Barça bezwzględnie musi się zmierzyć, jeśli marzy o powrocie na szczyt, jest uzależnienie drużyny od Leo Messiego. Z każdym kolejnym rokiem Argentyńczyk zdobywa coraz większy procent goli drużyny. Doszło do tego, że bez najlepszego piłkarza świata, Azulgrana jest totalnie bezradna. Widzieliśmy to wszyscy w Lidze Mistrzów w rewanżu z PSG i dwumeczu z Bayernem. Starcie z monachijczykami najlepiej obnażyło degrengoladę najlepszej drużyny XXI wieku.
Barcelona nie ma trenera. Tito Vilanova, nie dość, że jest poważnie chory, przez co jest często nieobecny w klubie, to na dodatek kompletnie nie radzi sobie z prowadzeniem drużyny. Nie jest w stanie postawić się Messiemu. Nie potrafi zmienić sposobu gry. Nie czuje meczu i nie umie reagować w trakcie niego, dokonując dobrych zmian. Jeśli nie dojdzie do zmiany na stanowisku opiekuna pierwszej drużyny, Dumę Katalonii czeka dalszy upadek.
Potrzebne są też transfery. Widać, że rezerwy nie załatają wszystkich dziur w składzie. Szczególnie ważne jest wzmocnienie dziurawej, niczym szwajcarski ser, obrony. Warto również zastanowić się nad kupnem klasowego snajpera, dzięki czemu Messi mógłby przejść na skrzydło, czyli pozycję, która, według mnie, najlepiej mu odpowiada.
Zmiany są potrzebne bo gołym okiem widać, że wyczerpała się pewna formuła. Blaugrana najzwyczajniej w świecie się wypaliła. W klubie nadal są dobrzy piłkarze, więc nie potrzeba rewolucji kadrowej. Wystarczy nowy szkoleniowiec, odejście od rozpracowanej przez każdego trenera świata tiki-taki, transfery i odwyk od Messiego, a Barça znowu będzie nas czarować. Szkoda byłoby zmarnować taki potencjał.
Źródło: Własne
Zapraszam do odwiedzenia mojego bloga Piłkarskie Szaleństwo, gdzie piszę m. in. o tym, czy nadchodzi era Bundesligi, kto zostanie królem strzelców ekstraklasy i jaki model: hiszpański, czy angielski, byłby lepszy dla polskiej ligi.