Działania Sandro Rosella na stanowisku prezydenta Barcelony są już tak skandaliczne, że brakuje mi niekiedy po prostu słów. Człowiek ten jest dla mnie symbolem cynizmu, obłudy i hipokryzji. To czego jednak dowiedziałem się dzisiaj, przeszło moje najśmielsze oczekiwania…
– Prawda jest taka, że w ciągu każdego miesiąca, kiedy byłem chory, klub mi nie płacił pieniędzy. Dzisiaj jestem szczęśliwy, otrzymując zaufanie od trenera i prezydenta Monaco. Na szczęście wszystko jest w porządku. Miałem jednak okres zwątpienia – powiedział dzisiaj Abidal w wywiadzie dla L”Equipe.
Czy da się to jakoś określić, używając parlamentarnego słownictwa? Czy po prostu Sandro Rosell wszedł na wyższy poziom swojej impotencji umysłowej? Chciałoby się po prostu powiedzieć: „na stos, na stos z Nim!”. I nie uważam, aby to było nadużycie. Prezydent Barcelony powinien być postacią reprezentacyjną, taką, za którą z całą pewnością nie trzeba się wstydzić. Za Rosella trzeba i wypada się wstydzić. Pan Sandro na swoim stanowisku jest – nie bójmy się tego powiedzieć – zwykłym nieudacznikiem. Jakim trzeba być hipokrytą, żeby przed kamerami szczerzyć się i zapewniać o wielkim wsparciu dla Abidala w czasie choroby, aby potem go po prostu olać? Przez takie działanie przeciwnicy Barcelony tylko mają pole do popisu. Bo przecież takie zachowanie w stosunku do Francuza jest nie tylko czymś skandalicznym, ale również źle szkodzi wizerunkowi „Dumy Katalonii”. To ma być ten „Mes que un club”, panie Rosell? Serio?
Moim zdaniem Abidal mimo wszystko powinien zostać w Barcelonie. Na pewno w formie przydałby się bardziej w jakimś arcyważnym starciu Ligi Mistrzów, niż kompletnie nieograny i zagubiony jak dziecko we mgle, Marc Bartra. Wszystko pewnie wyglądałoby inaczej, gdyby na stanowisku trenera został Guardiola, z którym… nie po drodze było Rosellowi. Abidal był przecież lubiany przez zawodników z szatni, którzy otwarcie przyznawali, że to taka dobra dusza zespołu. Francuski obrońca, kiedy przychodził do drużyny, zaczynał praktycznie od zera, był na początku wyśmiewany przez sympatyków „Blaugrany”. Dlatego stanowi także ważny przykład dla młodych zawodników do tego, aby nie poddawać się po kilku niepowodzeniach i działać dalej. Motywacja jest nieodzownym elementem w sporcie, a kto jak kto, ale Abidal niczego w swoim życiu za darmo nie otrzymał. Niech za przykład posłuży ten oto fragment archiwalnej wypowiedzi byłego obrońcy Barcelony: „Doktor oznajmił mi: „Masz raka. Masz raka i musimy cię operować”. Strach. Na początku był tylko strach. Jednak później pomyślałem, że muszę być silny i walczyć z chorobą. Walczyłem całe życie, więc dlaczego by nie teraz? Walczyłem, aby wybić się ze swojego rodzinnego miasta. Walczyłem, aby znaleźć pracę. Walczyłem, aby wybić się ze swojej drużyny. Walczyłem, aby utrzymać się w podstawowym składzie nowego zespołu. Walczyłem, aby wygrać Ligę Mistrzów. Dlaczego starcie z rakiem miałoby być czymś innym? Powiedziałem żonie, rodzinie i kolegom z zespołu: „Nie mam zamiaru się poddawać. Będę starał się pokonać chorobę”.
Kolejną rzeczą, za którą całe barcelonismo ma prawo mieć żal do naszego obecnego prezydenta jest de facto zatracenie właściwej tożsamości klubu. Chodzi mi o żałosną umowę z Quatar Airways, oferującą nam na papierze grube miliony. Płacimy jednak za to wysoką cenę, coś czego nie da się określić materialnie. Do niedawna jeszcze Barcelona pozostawała ostatnim bastionem, klubem, który gardził finansowym blichtrem i próbował się w tym aspekcie dystansować od Realu Madryt – synonimu niekończących się działań komercyjnych. Czasy, gdy na koszulkach był tylko Unicef, są już niestety zamierzchłą przeszłością. Teraz logo katarskich linii lotniczych pojawi się nie tylko na trykotach, ale również na fasadzie Camp Nou i w muzeum. Rosell zrobił z Barcelony swój prywatny jarmark. Wesołe miasteczko. Festyn. Jeżeli nie potrafi zarabiać się pieniędzy na transferach, w których fenomenalną skutecznością popisuje się nasz nieoceniony Andoni Zubizarreta, to trzeba uciekać się właśnie do takich „tanich” sztuczek. Dojdziemy do momentu, w którym dla osiągnięcia korzyści finansowych Camp Nou zamieni się w jakieś „Quatar Airways Arena”. Mam gdzieś to, że zarobimy 30 milionów euro za sezon. Gdyby pieniądze wydawać mądrzej, nie sprzedając na przykład Davida Villi za śmieszną sumkę, można by było uniknąć tego całego finansowego wyścigu szczurów. Barcelona – klub, który kojarzył mi się zawsze z pewną odmiennością w tym aspekcie, została już tylko jednym z wielu…
Panie Rosell – naprawdę wypadałoby skończyć tę farsę. Dopóki ten człowiek nie ustąpi ze swojego stanowiska, to jestem pełen obaw o przyszłość Barcelony. Nie jestem hejterem – po prostu piszę, o tym co słyszę. Bazuję na faktach. Mało jest jakichś pozytywnych aspektów tej prezydentury. Ja praktycznie nie widzę żadnych. Bo pan Sandro jest po prostu jak perła w morzu – leży na dnie.