Piłkarska seria FIFA towarzyszy nam od wielu lat, na przestrzeni których nieustannie ewoluowała. Osobiście darzę ją bardzo skrajnymi uczuciami – jednocześnie kocham i nienawidzę. Pomimo tego grałem w prawie każdą odsłonę serii, ale zawsze po jakimś czasie odkładałem ją na bok. Najnowsza część ma duże predyspozycje do tego, aby to w końcu zmienić!
Jak każdy wie, pierwsze wrażenie jest zawsze najważniejsze. W przypadku FIFA 15 od razu pojawiło mi się jedno: Wielkie Widowisko! Szumnie zapowiadane przed premierą zmiany w kwestii całej otoczki meczowej naprawdę zdały egzamin. EA Sports słusznie skupiło się na tym aspekcie gry, dzięki czemu rozgrywanie meczu w końcu przypomina ten prawdziwy z ekranu telewizora – od prezentacji przedmeczowej, przez „żywo” reagujące boisko i publiczność, po fantastycznie skadrowane powtórki goli i najładniejszych akcji.
To wszystko jednak to zmiany czysto kosmetyczne, które nie mają dużego wpływu na samą rozgrywkę (poza murawą, o czym za chwilę), więc panowie z EA Sports musieli postarać się nieco mocniej, aby usprawiedliwić wydanie nowej odsłony. Tutaj jednak zdania mogą być znacznie podzielone, co do trafności podjętych decyzji, bo mechanika gry, pomimo wydawałoby się niewielkim modyfikacjom jest zwyczajnie trudniejsza.
Trudne miłego początki
To, co uderza niemal od pierwszej minuty, to łatwość, z jaką atakujący przedzierają się przez nasze szyki obronne, a my mając inne doświadczenie z poprzednich odsłon gry, niewiele jesteśmy w stanie zrobić, poza rozpaczliwą próbą wybicia piłki. Tzw. tactical defense uległ znaczącym zmianom i teraz trzeba być skupionym na obronie jeszcze mocniej niż wcześniej. Dzieje się tak głównie przez to, że skuteczność połączenia wciskania „s” plus „d” do odebrania piłki, została znacznie zmniejszona. Podobnie jest przy próbie odzyskania futbolówki dwoma piłkarzami naraz, co najczęściej kończy się ułatwieniem gry przeciwnikowi, poprzez tworzenie wolnych przestrzeni. Grę w obronie utrudnia również nieprzewidywalność futbolówki, która na swojej drodze uwzględnia każdą nierówność murawy, a ta z kolei zmienia się wraz z upływem meczu. Każdy wślizg, przewrócenie się i inne boiskowe zachowania pozostawiają ślady na trawie, co automatycznie przekłada się na zachowanie piłki i piłkarzy. Szczególnie widać to podczas deszczu, kiedy kontrola nad tym, co się dzieje jest jeszcze bardziej utrudniona i często chaotyczna. W końcu jednak tak wyglądają prawdziwe mecze i za to ogromny plus.
Nie bez znaczenia jest również fakt wyraźnie widocznego oddzielenia fizyki piłki od piłkarza. Występowało to oczywiście już w poprzednich odsłonach, ale tutaj jest to znacznie lepiej wykonane, przez co gra w obronie to na początek koszmar. Zupełnie inaczej wygląda sprawa, kiedy już futbolówkę przejmiemy. Wtedy to my mamy władze i ja, jako zagorzały kibic FC Barcelony z uśmiechem na ustach przywitałem grę tiki-taką, która jest tutaj zwyczajnie łatwiejsza do wykonania i przez to destruktywna dla przeciwnika. Nie wszyscy oczywiście będą zadowoleni z takiego rozwiązania, ale mi ono z oczywistych względów przypadło do gustu. Jednak z drugiej strony usprawnione zostało zastawianie się zawodników i walka bark w bark z silniejszym i roślejszym zawodnikiem jest zazwyczaj skazana na porażkę. Drużyny mające w swoich szeregach wysokich i silnych napastników jak Balotelii czy Ibrahimović potrafią wprowadzić panikę w bloku obronnym, umiejętnie przyjmując piłkę z obrońcą na plecach i oddać mocny strzał na bramkę.
Dudek Dance!
I tu właśnie przechodzimy do bodaj najbardziej spektakularnej zmiany odnośnie poprzednich części gry, a mianowicie zachowania bramkarzy. To już nie są bezwolne kukły, wykonujące niezrozumiałe ruchy i puszczający najprostsze gole. To zawodnicy, którzy niejednokrotnie uratują Was przed porażką i którym będziecie bić brawa! To, co wyczyniają bramkarze przy obronie swojej fortecy jest naprawdę godne podziwu. Nauczyli się w końcu skutecznego łapania lobów a’la Messi i wychodzenia z bramki a’la Manuel Neuer. Z tej efektywnej postawy wynika również fakt, że teraz znacznie trudniej umieścić piłkę w siatce z dystansu. Jednak prawdziwy kunszt ich niesamowitych parad i odbić możemy zobaczyć dopiero w powtórkach. W końcu po tylu latach doczekałem się, że z przyjemnością mogę popatrzeć na to, co działo się w trakcie meczu. Nie zdarzają się już praktycznie sytuacje, kiedy na 5 strzelonych goli pokazywane są tylko 3. Mało tego, nie tylko bramki możemy zobaczyć w relacji pomeczowej, ale także najciekawsze wydarzenia, jak ostre faule czy czerwone kartki, ale także nieudane strzały lub efektowne wślizgi. Wszystko to pokazane przez genialną pracę kamery, która stara się uchwycić moment z jak najlepszego kąta, dodatkowo wprowadzając zawsze dobry ficzer, jakim jest spowolnienie czasu. To ostatnie bardzo widowiskowo ukazuje rozpryski trawy przy uderzeniach, a także pozornie prawdziwą murawę, która w założeniu nie miała być już tylko zwykłą zieloną teksturą, ale widać to niestety tylko w niektórych ujęciach, więc na ewolucję w tym aspekcie musimy jeszcze poczekać.
„Ależ pięknie!”
Przy powtórkach w oczy rzuca się kolejna rzecz, czyli poprawiona grafika. Oczywistym jest, że EA Sports zawsze starało się jak najlepiej ukazać najbardziej znane twarze światowego futbolu, ale teraz poszli o krok dalej – przyjrzano się bliżej koszulkom piłkarzy. Nie są to już tekstury na sztywno nałożone na zawodnika, a oddzielna warstwa, reagująca na powiewy wiatru i szarpanie przez przeciwników, a także, co przyjąłem z niemałym zdziwieniem, potrafią się brudzić! Nie zaobserwowałem jeszcze rozrywania się koszulek, ale nie wątpię, że zostanie to wprowadzone w kolejnej odsłonie. Odrywając nieco wzrok od poczynań na boisku można zauważyć kolejną istotną wizualnie zmianę. Nareszcie doczekaliśmy się kibiców z prawdziwego zdarzenia, którzy nie tylko nie są już tak mocno rzucającymi się w oczy klonami jak np. w FIFA 14, ale, co znacznie ważniejsze, żywo reagują na przeróżne sytuacje na murawie. Potrafią zagrzewać do boju piosenką klubową, skandować imię piłkarza, ale także go wygwizdać. Szalenie pozytywnie wpływa to na odbiór całego spotkania. Pojawienie się kamerzystów, krążących wokół boiska i wśród piłkarzy tak przed, jak i po zakończeniu spotkania, tylko pogłębia ogólne wrażenie uczestnictwa w prawdziwym meczu. Z kolei zapowiadanych reakcji piłkarzy i ich rzekomo energiczną gestykulację, poza przypadkami ostrych fauli i radości bramkarza po strzeleniu gola jego drużyny, nie zauważyłem, co widać było głównie zagraniem marketingowym.
„Masakracja!”
Pomimo stosunkowo tak wielu zmian wykonanych więcej niż poprawnie, najnowsza odsłona FIFY nadal cierpi na bolączki techniczne w postaci przenikania się postaci, nierealnych upadków czy sporadycznych „szmat” puszczanych przez bramkarzy. Do niepodobnych twarzy zawodników mniej znanych już się przyzwyczailiśmy, ale to, jak olano sobie sprawę z komentarzem jest już niewybaczalne. Wersja polska posiada tylko dwa języki do wyboru: nasz rodzimy i rosyjski. Jeśli nie masz 30-40 lat to prawdopodobnie nie znasz mówionej cyrylicy naszych wschodnich sąsiadów i jesteś skazany na przebrzydły mi do granic możliwości duet Szpakowski-Szaranowicz. Znając teksty z poprzednich części nie usłyszymy nic nowego, poza krótkimi historyjkami na temat poszczególnych klubów lub rozgrywanych spotkań, bo cała reszta pozostała bez zmian i już po kilku rozegranych meczach zaczęło mnie to zwyczajnie irytować.
Zaobserwowałem także dziwne, sporadyczne spadki płynności, pomimo posiadania peceta, który z nawiązką spełnia oficjalne wymagania gry. Było to o tyle niewygodne, że praktycznie uniemożliwiało spokojną grę. Przy okazji dostrzegłem spuściznę konsol w postaci obniżenia o połowę liczby FPS-ów przy powtórkach, co jednak nie wpływa w żaden sposób na płynność animacji.
Król jest tylko jeden!
Tegoroczna odsłona FIFY wprowadza zmiany, na które pewnie nie tylko ja czekałem wiele lat. Nie wszystko wyszło idealnie, ale obrany kierunek bardzo przypadł mi do gustu. Celowo nie wspomniałem o poszczególnych trybach gry, bo te, poza wprowadzeniem możliwości czasowego wypożyczenia złotej karty zawodnika w Ultimate Team, niewiele zmieniły się w porównaniu z poprzednią częścią. Widać, że EA Sports bardzo zależało na realistycznym odwzorowaniu prawdziwego widowiska, jakie każdy z nas może oglądać co weekend przed ekranami telewizorów. Mechanika gry stała się trudniejsza, ale rekompensują to drobne smaczki i szczegóły (jak przywitana z utęsknieniem przez niżej podpisanego możliwość natychmiastowego przewinięcia przerw w grze), które dodają niezwykłego uroku całości. Najbardziej cieszy fakt, że każdy mecz to inne wydarzenie i inne emocje, nie zawsze pozytywne, ale ostatecznie szalenie satysfakcjonujące, co każdy na własnej skórze powinien przeżyć.
Ocena: 8+/10