„Do Barcelony przyjechałam w środę po południu, jednak prawdziwe uroki miasta podziwiać zaczęłam następnego dnia. To moja druga wizyta w stolicy Katalonii i tym razem jestem już całkowicie pewna, że przeżywam najpiękniejsze chwile w swoim życiu” – prezentujemy relację z wizyty w Barcelonie naszej redaktorki, Joanny Stępień.
.
Czwartek minął pod znakiem zakupów w Botidze oraz zwiedzania Camp Nou. W oficjalnym sklepie FCB można przepuścić każde pieniądze, więc solidnie ograniczyłam sobie czas spędzony w tym miejscu. Bardzo mocno zależało mi za to na Camp Nou Experience – wycieczce po stadionie, której w poprzednim roku z powodu własnej głupoty nie udało mi się ukończyć. Całość polega m.in. na obejrzeniu z bliska trybun, poczucia na własnej skórze emocji towarzyszących piłkarzom przy wyjściu z tunelu na murawę, znalezienia się w szatni gości, sali konferencyjnej, strefie mieszanej oraz muzeum multimedialnym. Taki obchód nie jest jednak bezpłatny i każda osoba dorosła zapłaci za niego 22 euro. Kolejną z ciekawych opcji jest możliwość zrobienia sobie profesjonalnego zdjęcia z pucharem Ligi Mistrzów. Atrakcja ta również nieco uszczupli nasz portfel, ale fotografia z trofeum dla każdego Culé będzie bez wątpienia świetną pamiątką. Mnie osobiście do gustu szczególnie przypadło ciemne pomieszczenie, w którym na dużych ekranach oglądać możemy najpiękniejsze dla barcelonismo momenty z ostatnich kilku lat. Oprócz tego wspaniale było również zobaczyć kabiny komentatorów i tunel prowadzący na boisko.
Prawdziwe emocje przeżyłam jednak dopiero w piątek. Jeszcze przed śniadaniem zdecydowana byłam na odwiedzenie ośrodka treningowego. Swoich sił w zdobyciu podpisu jakiegokolwiek piłkarza próbowałam tam już przed rokiem. Wtedy moje próby zakończyły się niepowodzeniem, a kilka zdjęć zawodników zza szyb ich samochodów było maksimum tego, co mogłam dostać. Inaczej sprawy potoczyły się tym razem, choć początkowo niewiele na to wskazywało. Zdecydowałam się czekać przy głównym wjeździe (piłkarze mogą korzystać z czterech). Jako pierwszy, niczym strzała, z ośrodka wypruł Xavi, nie zatrzymując się nawet na moment. Po chwili po drugiej stronie ulicy można było dostrzec samochód Guardioli, który uroczo uśmiechał się, gdy wraz z innymi kibicami próbowaliśmy zastawić mu drogę. Równie szybko Ciutat Esportiva opuściła reszta piłkarzy, spieszących się na konferencję, do spółki z Alvesem i Alexisem. Oklaskami powitany został Tito Vilanova, choć nikt ze zgromadzonych nie wiedział jeszcze wówczas o tym, że to on zostanie następcą Pepa Guardioli. Kiedy większość kibiców i mediów udała się już do swoich domów, naszym oczom ukazał się samochód Tello. Cristian wyjątkowo spokojnie podpisywał wszystkie fotografie, z uśmiechem pozując również do wspólnych zdjęć. Odjechał dopiero, gdy był pewny, że wszyscy otrzymali to czego chcieli. Nie inaczej sprawa miała się z Cuenką, który zatrzymał auto, aby na spokojnie podpisać każdy podsuwany kawałek papieru. Jako następny wyjechał Keita, również rozdając podpisy bez żadnego „ale”. Zaraz po Malijczyku jeden za drugim wypruli przed siebie Thiago oraz Afellay, którzy zatrzymali się dopiero kilkadziesiąt metrów dalej, przy innej grupce kibiców. Oczywiście natychmiast pobiegłam w tamtym kierunku, tym samym zdobywając jeszcze podpis Ibrahima. Jako ostatni wyjechał Messi, rozdając po drodze dwa lub trzy autografy.
Po takiej dawce szczęścia, jaka przytrafiła mi się w piątek, w sobotę nie spodziewałam się niczego wielkiego. A jednak. Piłkarze z uśmiechem omijali kibiców, nie zatrzymując się nawet na moment przy głównej bramie. Zdesperowane fanki płakały, a ja spokojnie siedziałam na chodniku, zadowolona z tego, co już dostałam. Bowiem jakieś pół godziny wcześniej niespodziewanie zatrzymał się przy nas Pep Guardiola. Skromnie odpowiadając na wszystkie podziękowania i komplementy, szeroko się uśmiechał, podpisując podsuwane zdjęcia własnym, niemal wypisującym się markerem. Definitywnie był to najważniejszy autograf z pięciu, jakie udało mi się zdobyć do tej pory. W najbliższych dniach czeka mnie zakup biletu na najbliższy mecz oraz zwiedzanie tych części miasta, które ze sportem nie mają nic wspólnego.
Galeria: tutaj