Błyszczą pomarańczowymi, fosforyzującymi kamizelkami i obracają się plecami do Messiego, Xaviego, Iniesty i spółki…
Skromne jest grono osób, które było tak blisko najlepszej Barçy w historii, a jednocześnie tak niewiele widziały z ich niesamowitej gry. Odziani w pomarańczowe kamizelki pracownicy firmy ‘Barna Porters’ rozmieszczeni są gęsto na obwodzie boiska na rozkładanych krzesełkach, odwróceni plecami do najlepszej drużyny świata.
Na Camp Nou docierają na około trzy godziny przed rozpoczęciem meczu. I bardziej znajome wydają im się twarze socios, którzy regularnie pojawiają się na trybunach, niż zawodników FC Barcelony. ”Prawie zawsze są to ci sami ludzie. Są wśród nich tacy, którzy przynoszą nam jedzenie, choć nie możemy go i tak zjeść”, wyjaśnia jeden z pracowników ochrony. ”Widzisz twarze tych ludzi, jak skaczą, jak świętują, i czasem denerwujemy się, że musimy stać do tego wszystkiego tyłem, ale taka jest nasza rola”. Są tacy, którzy mają naprzeciwko widzów tak miłych, że nie tylko przynoszą im kolację: ”To są istni Pujales (od sprawozdawcy sportowego Joaquima Marii Puyala) w komentowaniu. Opowiadają ci jak strzelono gola, kto akurat jest przy piłce, co się dzieje. Mówią to ze szczegółami tak, jakbyś słuchał przez radio”, oznajmił jeden z nich. I poza niewielkimi wyjątkami, odpowiedzialni za ochronę obiektu pracownicy pilnują zawsze tych samych sektorów, a pomiędzy nimi i kibicami wytwarza się pewnego rodzaju więź.
Lecz nie wszyscy culés są tak mili. Strefy za bramkami są okupowane przede wszystkim przez bardziej aktywnych wielbicieli Blaugrany, którzy preferują oglądać mecz w pozycji stojącej. Fakt, który niezbyt podoba się widzom siedzącym z tyłu. ”Krzyczą do nas żebyśmy kazali im usiąść, ale jak mam zmusić dwieście osób, żeby usiadły i nie wstawały? To niemożliwe!”, argumentuje jeden ze stewardów.
Przyznają, że Camp Nou jest stadionem, na którym panują pacyfistyczne nastroje jednak możemy zaobserwować, iż w meczach takich jak El Clásico ilość strażników się powiększa. Czasem jest im ciężko powstrzymać euforię. Zwłaszcza, jeśli w dodatku pod kamizelką płynie krew Blaugrana. Przydarzyło się to jednemu z nich w meczu w poprzednim sezonie, w którym Barça zdobyła la manitę. David Villa strzelił gola i biegł w kierunku narożnika boiska: ”Zerwałem się z krzesełka, odwróciłem i zacząłem rozkładać ramiona, żeby go uściskać. Cholera! Co robisz? – Pomyślałem. I wróciłem na swoje miejsce”. Czasem nie mogąc się oprzeć zerkają w kierunku boiska, aby zobaczyć co się akurat dzieje. Tłumaczą jednak, iż nie jest to dobry nawyk, gdyż jest to wykorzystywane najczęściej przez spontanicznych widzów do wbiegnięcia na boisko.
Najsławniejszy z nich to Jimmy Jump: ”Były dni, kiedy wiedzieliśmy, że będzie na trybunach, ale problem w tym, że on nas widzi, a my jego nie do momentu, w którym nie wyskoczy”, wyznaje steward. Wbiegnięcie każdego kibica na boisko traktują jak porażkę, choć często jest to po prostu niemożliwe do uniknięcia.
Sceny przemocy są bardzo rzadkie, więc w niewielu przypadkach muszą interweniować. Nawet, jeśli grupa kibiców gości jest określana jako ‘podwyższonego ryzyka’. Poza tym nie mają prawa używać siły, a ich celem jest rozwiązać problem w sposób pokojowy. Jeśli się nie da, pojawiają się Mossos – katalońska Policja. ”Jedyny raz, w którym oberwałem to dzień, kiedy świętowaliśmy mistrzostwo La Liga i Ligi Mistrzów. Stałem wtedy przy jednym z wejść, ale stadion był już pełny i nikt więcej nie mógł wejść. Mogłem tylko wypuszczać. Kiedy umożliwiłem wyjście pewnej rodzinie zostałem popchnięty”. To premia za pracę, w której jest się tak blisko Messiego i nie można równocześnie delektować się jego wspaniałą grą.
Źródło: sport.es