Nie piszę tego felietonu pod wpływem emocji związanych z ostatnimi rozstrzygnięciami Pucharu Narodów Afryki. Nie. To co chciałem przekazać zbierało się we mnie od dłuższego czasu, bo Seydou Keita to chyba jeden z najbardziej niedocenianych piłkarzy Barcelony. I jednocześnie będący często ostro krytykowany przez fanów Azulgrany.
Mnie to już zaczęło wkurzać. Słabszy dzień Iniesty, nieskuteczne zagrania Messiego? Nie. Kiksy Valdesa? A skądże znowu! Zrzućmy wszystko na Keitę, bo to on jest zawsze winny. Bo nic nie robi, snuje się po boisku, a w zasadzie to wygląda jakby był trochę z innej bajki. Keita out. No bo gdzież takie drewno do Barcelony? W takim momencie aż nóż się w kieszeni człowiekowi otwiera. Ale trudno, zaciska się zęby. W końcu nie bez kozery mówią, iż nie wolno dyskutować z idiotą, bo najpierw zniży Cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem.
Ja nie patrzę na piłkarza z perspektywy tego kim jest tylko na boisku. Liczy się całokształt. Dla mnie Keita jest wzorem do naśladowania. Sumienie, spokój, wierność, szczerość, pokora – te rzeczowniki idealnie pasują do Malijczyka. Właśnie, pokora. Ja tak naprawdę nie wiem w jakim kierunku podąża teraz futbol. Piłkarze stają się celebrytami, medialnymi gwiazdami, no wiecie, takimi kozakami dla lansu. Kiedy czytam jakieś pyszałkowate wypowiedzi, słyszę o kolejnych aferach obyczajowych zawodników, widzę dodawane hurtowo denne zdjęcia… no to zaraz. Coś tu jest nie tak. To ma być przykład na boisku i poza nim? Ok, racja. Mogę się pośmiać z tego, że Terry zaliczył kolejną laskę albo Balotelli odpalił po raz kolejny fajerwerki w łazience. Na dłuższą metę takie zachowanie pachnie jednak żenadą.
Dlatego cenię ten „wymarły” gatunek piłkarzy do jakiego należy Seydou. Jego nie ujrzymy na Twitterze czy innym portalu. On tego nie potrzebuje. Na każdym kroku zachowuje pokorę. Mam gdzieś to, że ktoś nazwie go na jakimś podrzędnym portalu „ministrantem” czy „kreującym się na świętą krowę”. Inteligentny człowiek dostrzega pewne rzeczy. Nie spogląda tylko na wierzchołek góry lodowej.
Na koniec aspekt sportowy. Nie mówię, że Keita jest wybornym technikiem, bo takim piłkarzem nigdy nie będzie. Nie na takich zawodnikach świat się jednak kończy. Potrzebni są też gracze, którzy oddają serce i zostawiają płuca na boisku. Tacy również się przydają. Nie mówiąc już o podejściu malijskiego pomocnika do samych meczów. Przecież zdarzały się miesiące, w których Seydou nie grał od kilku spotkań a i tak był zawsze do dyspozycji. Misterze, mam zneutralizować środek pola Realu? Nie ma sprawy. Zagrasz na lewej obronie w finale Ligi Mistrzów? Ok. Mniej mówić, więcej robić.
Seydou, zostań z nami jak najdłużej. Obojętnie w jakim stopniu. Ja zawszę będę cenił aspekt sportowy i pozasportowy twojej osobowości. A krytycy? No cóż, haters gonna hate. Tak zawsze było i będzie.
Visca Seydou!
Źródło: Własne