John Terry wyjawił, że nawet jego dzieci „kochają” Leo Messiego. Anglik upierał się także przy tym, iż ostatnią rzeczą jakiej pragnie przed półfinałem Ligi Mistrzów z Barceloną, jest zemsta za mecz z 2009 roku na Stamford Bridge.
Są jeszcze zbyt młodzi, żeby pamiętać półfinał Ligi Mistrzów z 2009 roku – ostatni i chyba najbardziej kontrowersyjny pojedynek pomiędzy Chelsea a Barceloną, po którym Messi ugruntował swój status jednego z najlepszych piłkarzy w historii – jeśli nie najlepszego.
„Moje dzieci go kochają. To przyjemność, bo kiedy kończysz karierę i patrzysz wstecz – a ten facet będzie nadal bardzo mocny – to możesz uświadomić sobie, że mierzyłeś się z najlepszymi. To oczywiste dla mnie, że Messi jest najlepszym piłkarzem w historii. On jest wielką indywidualnością jak i osobą oraz chlubą tego sportu. Dla mnie, on ma wszystko. Jest magiczny”, powiedział John Terry.
Terry podkreślił, że chce pokazać swoim dzieciom, że jest w stanie dokonać czegoś więcej niż tylko przebywać na boisku wspólnie z Messim. „Zawsze miło jest powiedzieć: zrobiliśmy to, zrobiliśmy tamto, ale tu chodzi o zwycięstwo”, przyznał Anglik, który chce naśladować Argentyńczyka, wygrywając Ligę Mistrzów. „Jeszcze tego nie osiągnęliśmy. Do tego dążymy, to jest nasz cel i to zawsze był nasz cel, odkąd przejął nas właściciel [Roman Abramowicz – przyp.red]. On się bardzo na to napalił”, stwierdził były kapitan angielskiej kadry.
Nikt nie był tak blisko wygrania Ligi Mistrzów i nie przeżył tyle rozczarowań, co Roman Abramowicz, który kupił londyńską Chelsea dziewięć lat temu.
„The Blues” w tym czasie byli sześć razy w półfinale, a tylko raz udało im się dojść do finału.
Prawdopodobnie żadna z półfinałowych porażek nie była tak bolesna jak ta z 2009 roku, kiedy sędzia Ovrebo nie odgwizdał kilku jedenastek dla gospodarzy, a Iniesta pozbawił marzeń piłkarzy z Londynu swoim strzałem w ostatniej minucie.
Gracze ze Stamford Bridge bardzo żywiołowo wtedy reagowali, a Didier Drogba został nawet zawieszony na trzy mecze za kwestionowanie decyzji arbitra. „To było i minęło. Idziemy przed siebie i jesteśmy zadowoleni z tego, że jesteśmy w tym miejscu”, powiedział Terry.
Anglik zapytany o insynuuacje Mourinho, który ciągle twierdzi, że Barcelona wygrywa w niejasnych okolicznościach, tylko szeroko się uśmiechnął: „Nie zwracam nawet na to uwagi”.
Terry lekceważył też sugestie, jakoby obecny sezon, w którym Chelsea pogrążała się w chaosie, mógłby być o ironio rokiem Chelsea. „To dopiero przede mną. Jesteśmy po prostu szczęśliwi, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy”, zaznaczył.
„Słuchaj, zdajemy sobie sprawę z tego, że będzie ciężko. Oni są swietną ekipą z wielkimi indywidualnościami. My też jesteśmy świetną drużyną i pokazaliśmy przez ostatnie dwa, trzy miesiące, że możemy dorównać każdemu. Jeżeli będziemy tak solidni jak w Lidze Mistrzów to kto wie?”, pytał retorycznie podopieczny Roberto Di Matteo.
„Piłkarze Pepa Guardioli są jednymi z najlepszych zawodników na świecie. Niewiele jest zespołów, które tyle dokonały. Jakie będzie nasze podejście, tego nie jestem pewien. To zależy od trenera”, podkreślił Terry.
„Widzieliśmy już, że wszystko się może zmienić w ciągu pięciu czy dziesięciu minut. Prowadzisz trzema bramkami a oni są w stanie wrócić do gry, co już pokazali. Nie możesz niczego przewidzieć”, tłumaczył.
Na koniec John Terry odniósł się jeszcze do Leo Messiego. „Nie mogę powiedzieć, że jego da się zatrzymać w pojedynkę, ale razem możemy tego dokonać. Pokazaliśmy to na Stamford Bridge. W przeciwnym razie, oni niszczą wszystkie zespoły”, zakończył.
Źródło: DailMail.co.uk