Rezerwowy bramkarz FC Barcelony, José Manuel Pinto, udzielił obszernego wywiadu dla El Pais. Poniżej przedstawiamy całą jego treść.
Pinto stanie dziś przed szansą wygrania swojego drugigo trofeum Copa del Rey. W sumie będzie to dla niego trzeci finał w FC Barcelonie, a czwarty ogółem. Wszyscy wiedzą, że rezerwowy portero Dumy Katalonii jest zabawnym facetem, gra na gitarze, jest producentem hip-hopu, ma córkę i spodziewa się drugiego dziecka.
Będzie to czwarty finał Copa del Rey dla Ciebie, jak to przeżywasz?
Każdy final jest wyzwaniem i nagrodą, gdyby nie wiadomo co. Grając w finale czuję się świetnie. Wiele daje takie przeżycie. Ale tym co daje mi sens jest codzienny trening. Droga, cel, to jest to co się liczy. Nigdy nie widziałem dwóch identycznych finałów.
Tym razem jest jasne, kto będzie dziś bramkarzem, ale pojawiają się głosy, że nie jest to dobry wybór. Jak to odbierasz?
Trener wykazał wiele zaufania do mnie. Nie zmieni się jego decyzji, przychodzi dzień i trener mówi że, tak będzie… Najbardziej przeżyłem szok po 10 dniach przerwy z powodu kontuzji. Nie niepokoją mnie takie dyskusje, czy powinienem grać czy nie. Robię wszystko, jak najlepiej potrafię, a za grę w Copa del Rey jestem wdzięczny. Na boisku zawsze czuję wsparcie ze strony drużyny. Zawsze byłem dmuny, że gram i nikt nie może mieć do mnie pretensji, że nie walczyłem. I to odnosi się do moich kolegów.
Co czeka Was w meczu?
Non stop bardzo wysoki poziom gry, z dużą presją i intensywnością. Athletic to świetny zespół i Bielsa na pewno ich dobrze przygotował, uczynił wiele, że zaczęli oni wierzyć w to co robią. Mają koncepcję, Llorente jest ich punktem odniesienia, ale w stronę bramki strzały będą przychodzić z każdej strony. Prawda jest taka, że będę bawił się, jak dziecko.
Tak, jak to było, kiedy grałeś dla Safa San Luis?
Jak to było… więcej dziecka. Teraz jestem bramkarzem. Moim kompleksem był wzrost, więc mówili mi, że jestem „za krótki” i nie zostanę bramakrzem. Aż trafiłem na spektakularny wzrost, do czasu. W wieku 14 lat zacząłem się rozwijać. Dlatego ćwiczyłem nogi, żeby doskoczyć do poprzeczki.
Było to takie refleksyjne?
Byłem bardzo uparty i z tych, którzy uważali, że praca przynosi korzyści. Tak zostało mi do tej pory. Byłem bardzo aktywny, zawsze lubiłem się bawić. Kiedy nie ćwiczyłem karate, grałem w piłkę nożną. Karate pomogło mi psychicznie, ale teraz odeszło na bok, bo ćwiczę jogę.
Lubisz muzykę?
Tak. Prosiłem zawsze o pianino, ale nie było na to pieniędzy. Mieliśmy ich niewiele. W wieku 12 lat kupiłem klawisze, które spłacałem 5 lat! Mam je nadal.
Dlaczego Twoja firma produkująca muzykę nazywa się Wahin Makinaciones?
Nazywam się Pinto Colorado. Tak więc w szkole przez cały czas byłem Pinto lub trochę Pinto i Valdemoro… Kiedyś zadzwonił do mnie kolega i nazwał mnie Pinto Wahinto i stąd Wahin. To nic nie znaczy.
Ktoś z tych dzieci, jest nadal Twoim przyjacielem?
Nadal się widujemy. Istnieje dwoch takich, których uważam za swoich braci.
W finale zagrasz jako Pinto Colorado.
Zrobię to, aby oddać hołd mojemu zmarłemu dziadkowi. Normalnie to tak nie można, ale zrozumieli to, jako coś wyjątkowego i zgodzili się zrobić wyjątek, bardzo sobie to cenię.
Dla Ciebie drużyna spóźniła się na pociąg do la Liga w tym sezonie…
Przeszukaj to jeszcze raz! Zawsze podaje wszystko. Więc kiedy zostalismy wyeliminowani w Lidze Mistrzów, kibice dopingowali nas bardzo. To sprawia, że ma to dla nas większy sens niż nie jeden tytuł. To pokazuje, że zrobiliśmy wszystko dobrze.
Jest to ostatni mecz Guardioli…
Chcemy wygrać dla niego, dla Abidala, dla rodzin i dla fanów, którzy zasługują na chwile radości.
Największy wydarzenie ostatniego roku? Po stracie La Liga z Realem i Ligi Mistrzów z Chelsea.
Wszystkie trzy rozgrywki są ciężkie. Ligę z Realem to straciliśmy już wcześniej. Chelsea zasłużyła na wyeliminowanie nas i to było trudne do zniesienia. To wszystko pomaga nam wzrastać i daje spojrzenie na to kim jesteś, sprawia, że doceniasz wcześniejsze momenty.
Czym jest dla Ciebie powołanie Tito Vilanovy na nowego trenera?
Tito nie był normalnym asystentem, był trenerem. Ma nasze wsparcie, ma wiele wspólnego z Pepem. Wiadomo, że mają jakieś różnice, ale zapewne niewiele się zmieni i to daje mi spokój.
Marzysz o emeryturze?
Nie, nigdy. Cieszę się każdą akcją. To wszystko co widzę, przyśpieszenie piłki, podania, blokady… Szczegóły te, które są często niezauważalne, ale dla bramkarza jest to unikalne doznanie, bardzo osobiste. Chcę dalej to kontynuować.
Źródło: ElPais.com