Jordi Alba wciąż jest jedynym transferem FC Barcelony na sezon 2012/13. Zazwyczaj nowy zawodnik jest poddany trudnemu procesowi aklimatyzacji i dopasowania się do stylu gry. Jednakże w tym przypadku wydaje się to być niekonieczne.
W rzeczywistości, 45 minut gry przeciwko Dinamo Bukareszt pokazało, że obrońca był prawdziwym odbiciem tego, co miało miejscy, gdy był małym chłopcem, jak stawiał pierwsze kroki w FC Barcelonie. Szybki, zdyscyplinowany, partnerski i solidarny w obronie – tak był postrzegany Alba po swojej pierwszej połowie dla katalońskiego klubu.
Podobnie było, gdy grał w drużynie Unaia Emery”ego. Niestrudzony biegał od obrony do ataku, był odważny i mocny. Co najważniejsze, panowała bardzo dobra równowaga pomiędzy nim, a Danim Alvesem. Obaj zawodnicy słyną z chęci włączania się do akcji ofensywnych, jednak nie mogą tego czynić jednocześnie, bo mogą narazić drużynę na stratę gola. W Rumunii funkcjonowało to idealnie.
Alba zadebiutował w Barcelonie jednak trochę wcześniej – w Göteborgu przeciwko Manchesterowi United. W Szwecji dostał zaledwie 24 minuty gry. Był to jego okres aklimatyzacji. W ciągu 45 minut w Bukareszcie, Jordi pokazał całkowite dopasowanie do stylu gry katalońskiej drużyny, który mógł już poznać w drużynach młodzieżowych.
Warto też zaznaczyć, że bardzo dobra współpraca między nim a innymi kolegami była już widoczna na poziomie reprezentacyjnym. Alba doskonale rozumiał się z Sergio Busquetsem, Xavim Hernándezem, Pedro Rodríguezem, Gerardem Piqué. Najlepiej widoczna była ta z Andrésem Iniestą.
Zdenerwowany grą na Igrzyskach Olimpijskich, Alba ma być istnym „łajdakiem” na boiskach ligowych, i nie tylko. Wszyscy liczą na jego gole, jak to miało miejsce na Mistrzostwach Europy, kiedy popędził z piłką przed siebie, jak szalony i nie dał żadnych szans Gianluigiemu Buffonowi.
Źródło: MundoDeportivo.com