Superpuchar Hiszpanii tuż tuż, sezon ligowy również, a o Mourinho jeszcze kilka dni temu było ciszej niż zwykle. No właśnie. Było. Portugalczyk nie mógł zdzierżyć tego, że nie ma go na pierwszych stronach gazet, więc wszem i wobec oznajmił: „To ja wtedy w sytuacji z Tito zawiniłem. Niestety, czasu nie da się cofnąć.”
Co tu teraz myśleć? Facet, który zabłysnął dosłownie kilka dni temu wypowiedzią na temat Złotej Piłki teraz wypala „z takim czymś”. Dosłownie – „z takim czymś”. Patrząc na wszelkiego rodzaju wywiady z José można śmiało stwierdzić, że jest on co najmniej tak mało zdecydowany jak kobieta w centrum handlowym (nie urażając oczywiście damskiej części czytelników). Słynne – What the f**k? – już tutaj nie wystarczy.
Aczkolwiek znając naszego szanownego i uwielbianego trenera z naszej ukochanej drużyny przeciwnej możemy niedługo spodziewać się nagłego zwrotu akcji niczym w „Modzie na sukces”. Szkoleniowiec ekipy z Madrytu od początku bytu w tym klubie wpoił swoim graczom chorą rządzę nienawiści do wszystkiego co bordowo-granatowe.
Teraz mamy scenę, w której Mourinho gra niewiniątko, a Tito ma być tym złym bo w końcu José go oficjalnie przeprosił, przy kamerach podał dłoń i tak dalej. Tu z kolei swoje trzy grosze dorzuca pan Villar, który oczywiście ogłasza „fantastyczną” wiadomość – AMNESTIA! Niczym na bulwarowym targu handluje – Amnestia! Amnestia dla wszystkich! – Jaka cena? – Wybierzcie mnie ponownie! Nie lada okazja!
Stolik mamy, kasę też, wtyki też – czegoś więcej trzeba? No właśnie jednak trzeba. „PRZYJACIELE Z MADRYTU, TOWARZYSZE KOCHANI. JAK MIŁO WAS WIDZIEĆ.” – jak często takie zwroty są obecne? Z pewnością nierzadko. Jednak kluczową rolę odgrywa bohater całej naszej opowieści – José Mourinho. Kto myśli, że te przeprosiny i przyznanie się do winy pochodzą ze szczerego serca – myli się niemal na pewno. Wiem, że mogę zaraz zostać skarcony za to, że nie wiem o co chodzi, że nie jestem José, że nie wiem co on myśli, ale co można twierdzić na temat gościa, który na każdym kroku obwinia wszystko, co katalońskie o wszelkie zdarzenia? Od bułek, przez pałeczki lukrecji kończąc na dobrze przykoszonej murawie na Camp Nou.
Podsumowując. Hipokryzja tego człowieka nie zna granic. Najpewniej znowu dostanę kilka negatywnych komentarzy, czy głosów mówiących – ale „ciota” tylko pisze po prokatalońsku. Tyle, że… co z tego? Uprzedzam, że większość z Was to jakie poglądy mam nie powinna obchodzić tylko zgadzajcie się z nimi albo nie. Ja mam wyraźne przekonanie o tym, co piszę, o tym co mówię. José, mój drogi… jak daleko chcesz zajść przesyłając ludziom niezgodne ze swoimi poglądami stwierdzenia? Może trzeba zapytać inaczej – Quo vadis Mou?
Źródło: Własne