Cesc Fàbregas wybrał idealny dzień na powrót. Jak zawsze w ostatnim czasie, pomocnik pojawił się w wyjściowym składzie i udało mu się odzyskać swoją dawną magię gry, którą prezentował podczas gry dla Arsenalu Londyn.
W ostatnich spotkaniach Cesc pełnił rolę statysty, gdzie był niemal niewidoczny, a co gorsza – nawet zbędny. Czas pokazał, że wczoraj wyszło dla niego słońce. Jednakże nasuwa się teraz pytanie – czy był to tylko błysk w ciemności, czy pomocnik wrócił już na stałe?
Pewną część zasług tego, co stało się w spotkaniu z Sevillą może przypisać sobie Tito Vilanova. Trener od początku do końca wierzył w Fàbregasa i cały czas wystawiał go w wyjściowej jedenastce. Doczekał się momentu, że pomocnik eksplodował.
Wsparcie
Tito Vilanova w sytuacji Ceska nie zachował się egoistycznie i nie korzystał z najprostszych i najbardziej wygodnych sposobów. Trener długo czekał na odpowiedź ze strony pomocnika, ale wiara i poświęcenie opłacała się. Tito nigdy nie odmówił pomocy Katalończykowi, służył mu, jako głowa „rodziny”.
Wczoraj otrzymał nagrodę w postaci epickiej wygranej, niesamowitej, ekscytującej i osiągniętej za pomocą jednego bohatera. Pomocnik FC Barcelony w końcu trafił do siatki i to, aż dwa razy! Był bardzo aktywny na boisku i chciał walczyć o trzy punkty dla całej drużyny.
Ostatni gol z Realem Madryt
Ostatnią bramkę Cesc strzelił 8 lutego przeciwko Valencii w Copa del Rey. Od tej pory pomocnik biegał jak kurczak bez głowy, ale wczoraj raczej przypominał Forresta Gumpa. Strzelił dwie niesamowite bramki, ale także przyczynił się do tego, że z boiska wyleciał Medel.
Jednakże biorąc pod uwagę tylko La Liga, Fàbregas nie trafił do bramki rywala od grudnia 2011 roku. Wtedy to FC Barcelona grała z Realem Madryt. Czyżby był to dobry znak przed zbliżającym się Gran Derbi na Camp Nou (7 październik, 19:50)?
Źródło: MundoDeportivo.com