Są sędziowie lepsi i gorsi, tacy, którzy mylili się więcej i tacy, którym możemy wytknąć mniej pomyłek, nerwowi i spokojni, dyktatorscy i tacy, którzy pozwalają porozmawiać. Ale, mimo że czasami trudno jest zaakceptować niektóre dziwne decyzje arbitrów, w szatni należy pamiętać o tym, że ci z gwizdkami to nadal tylko ludzie, którzy nie faworyzują ani nie przeszkadzają.
Barça to nie wyjątek. Dlatego arbitrem, którym Katalończycy najbardziej się martwią, nie jest ani Muñiz Fernández, ani Undiano Mallenco, ani Delgado Ferreiro, ani nawet Fernando Teixeira Vitienes – to zaledwie kilku z tych, którzy podejmowali złe decyzje na niekorzyść Barçy. Ale oni mają jeszcze margines błędu. Pomylili się.
Tym, którego najmniej lubią trenerzy i zawodnicy Barçy jest Mateu Lahoz. Pochodzący z Walencji sędzia jest chyba jedynym w swoim zawodzie, który kieruje się całkiem innymi zasadami niż jego koledzy po fachu.
Jego żelazna zasada „zgoda na prawie wszystko” szkodzi Barçy. Katalończycy lubią utrzymywać się przy piłce, także w obrębie pola karnego rywala, a wszelkie kontakty fizyczne, które wytrącają atakujących z równowagi, są w tym obszarze karane rzutem wolnym lub karnym.
Jednak Mateu Lahoz, oczarowany angielskim futbolem, pozwala zawodnikom na pchanie, szturchanie i szarpanie dopóki zawodnik nadal jeszcze biegnie z piłką. Zmienia istniejące zasady ku uciesze Mourinho i tych, którzy wierzą w futbol na granicy zasad.
Lahoz niepokoi, ale Barça musi się dostosować. W sobotę będzie on sędziował drugi w tym sezonie mecz Barcelony – pierwszym był rewanżowy mecz o Superpuchar Hiszpanii. W sobotę pole do popisu dostanie Medel.
Źródło: Mundo Deportivo
{js=d.createElement(s);js.id=id;js.src=”//platform.twitter.com/widgets.js”;fjs.parentNode.insertBefore(js,fjs);}}(document,”script”,”twitter-wjs”);