21.04.2024, g. 21:00
La Liga (Hiszpańska Primera Division)
Real Madryt vs FC Barcelona
Do meczu pozostało:
1dn.22godz.36min.
11.85 X3.75 24.00 Odbierz 330 zł i typuj na eFortuna.pl Zarejestruj konto
Transmisja na żywo

Bystrzycki dla DumaKatalonii.pl: Wyzbądźmy się taniej, populistycznej martyrologii

Bystrzycki dla DumaKatalonii.pl: Wyzbądźmy się taniej, populistycznej martyrologii

Komentator stacji Sportklub, Mateusz Bystrzycki, zgodził się na krótki wywiad dla DumaKatalonii.pl w związku ze zbliżającym się początkiem sezonu 2013/2014. Ocenił również presezon w wykonaniu Katalończyków oraz odniósł się między innymi do pracy Gerardo Martino. Z Mateuszem rozmawiał nasz redaktor – Aleksander Stanuch.

Presezon za nami. Jak oceni Pan przygotowania FC Barcelony do sezonu 2013/2014?

Sądzę, że miarodajnej odpowiedzi na to pytanie należy poszukiwać na dłuższym odcinku czasowym. Barcelona nie rozegrała w kończącym się okresie przygotowawczym sparingu, który mógłby stanowić swoisty papierek lakmusowy dyspozycji „Blaugrany”. Z naszych rozważań należy wykluczyć premierowe starcie z Bayernem Monachium, najlepszą drużyną ostatniej edycji Ligi Mistrzów. Trudno bowiem wyobrazić sobie trudniejszego, bardziej wymagającego przeciwnika. Należy również pamiętać o okolicznościach związanych z odejściem Tito Vilanovy. Istne tsunami zmian dotknęło Les Corts w minionym okresie przygotowawczy. To nie sprzyja rzetelnym prognozom i sensowym ocenom. Zalecam daleko posuniętą wstrzemięźliwość.

Nowym trenerem został Gerardo Martino, którego dobrze Pan zna z ligi argentyńskiej. Jakie zmiany z pewnością będziemy mogli dostrzec w porównaniu z Vilanovą czy Guardiolą? Jak grały drużyny Martino?

Martino wywalczył z paragwajskim Libertad trzy mistrzowskie tytuły, które wyniosły go na szczyt trenerskiej giełdy. W 2007 roku objął funkcję szkoleniowca reprezentacji Paragwaju, z którą zdobył srebrny medal Copa America oraz zawędrował aż do ćwierćfinału Mundialu w RPA. W 2012 roku trafił do Newell’s, gdzie triumfował w Torneo Final 2013 i dotarł do półfinału Copa Libertadroes. Martino preferuje grę, której hołdują Pep Guardiola, Marcelo Bielsa czy Juanma Lillo. Ponadto, dla byłego coacha „Trędowatych” liczą się idee i pryncypia, którym jest wierny bez względu na wszystko, dlatego też Martino jest bardzo surowym, zdyscyplinowanym szkoleniowcem. Co ważne, nie unika kar i bur nawet dla najlepszych i najważniejszych graczy. „El Tata” dba o swój autorytet w szatni, choć dużo rozmawia ze swoimi piłkarzami. To chyba kwestia profesjonalnego, zdroworozsądkowego dystansu. Jeśli zaś idzie o sam styl gry, oparty jest on na kolegialnym poruszaniu się po boisku w celu jak najdłuższego utrzymywania piłki przy stopie. Golkiper Newell’s szybko wprowadzał piłkę do gry, nierzadko wybierając defensywnego pomocnika. Stoperzy ustawiali się szeroko, natomiast skrajni defensorzy niemal wkraczali w strefę obronną przeciwnika. Pivot Bernardi błyskawicznie oddawał piłkę Raúlowi Villalbie, Pablo Pérezowi lub Víctorowi Figueroi, a ci bawili się futbolówką w „trójkątach”. Ta fiesta często kończyła się prostopadłym albo też krzyżowym podaniem, które otwierało akcję na nowe możliwości. Ruchliwość wszystkich graczy dawała piłkarzowi posiadającemu piłkę wybór przynajmniej dwóch, trzech opcji do odegrania. „Trędowaci” doskonale bronili, całym zespołem, podobnie zresztą wyglądało to w przednich formacjach. Kluczową sprawą był agresywny pressing, w którym piłkarze Newell’s niczym piranie dopadali do przeciwnika. Problemem była jedynie ciasna kadra, co odbijało się na produktywności piłkarzy. Było to widoczne zwłaszcza w przypadku Bernardiego.

Barça, jak co sezon, mierzy w najwyższe cele, presja na nowym trenerze nie będzie zbyt duża?

Nie jestem w stanie tego przewidzieć. Poszukując odpowiedzi na to pytanie musiałbym opuścić obszar swojej wiedzy i zgubnie powędrować w kierunku wątpliwej jakości spekulacji. Sądzę, że warto w tej sytuacji zagadnąć wróżkę albo psychoanalityka, który będzie w stanie zajrzeć w skomplikowane wnętrze Gerardo Martino. Pewnym jest, choć trywialnym, że Rosario i Barcelona to światy odległe od siebie jak „Trybuna Ludu” i lud. To jednak spłycanie problemu. Czas rozwieje tłum pałętających się znaków zapytania. Z całego serca trzymam kciuki za „Tatę” i Barcelonę. Sądzę, że dla wszystkich culés ważna jest rzetelna, solidna praca i wierność ideom „Barcelonismo”. Musimy z pokorą i szacunkiem poczekać na pierwsze spotkania nowej kampanii. Podszyte właściwym gruntem merytorycznym oceny pojawią się w okolicach zimowego przesilenia. Pragnę jednak podkreślić, że w nieszczęściu Tito Vilanovy może pojawić się zalążek dobrodziejstwa Barcelony. Życzę Vilanovie powrotu do zdrowia, szanuję jego trenerskie dokonania oraz skromną skądinąd przeszłość piłkarską, ale mam wątpliwości co do jego faktycznych kompetencji. I nie przysłoni tego współczucie związane z nawrotem choroby. Wyzbądźmy się taniej, populistycznej martyrologii, która zresztą w tym przypadku nie jest wskazana.

Sezon w Primera División znów zapowiada się na walkę dwóch drużyn. Real Madryt trochę „przewietrzył” szatnię, przyszedł nowy trener, nie ma już José Mourinho, jest kilku perspektywicznych graczy. Czego możemy się spodziewać po Królewskich?

Prawdopodobnie znów będzie to liga dwóch, wzajemnie wykrwawiających się zespołów. Uciekałbym od krańcowych stwierdzeń zakładających zestawianie Primera División ze szkocką Premier League, ale m.in. podział zysków ze sprzedaży praw telewizyjnych sprawił, że trudno jest mierzyć się z Barceloną i Realem Madryt. Ku mojemu zdumieniu, by nie powiedzieć „oszołomieniu”, Real dokonał ciekawych, jakościowych wzmocnień. Do tej pory, w przeważającej większości przypadków, szatnia „Los Blancos” kipiała wręcz od walk rozdętych samoczułości gwiazdorów. Przychodzili kolejni fachowcy, którzy na „dzień dobry” przedstawiali listę życzeń, po czym stwierdzali, że jedynie kompilacja złośliwości losu odebrała im należny madryckiemu przepychowi triumf. W takich warunkach trudno o spójną, rozsądną, logistycznie uzasadnioną politykę transferowo – kadrową, która przyniosłaby pożądany sukces. Inna sprawa, że nie możemy patrzeć na futbolowy świat przez okulary w bordowo – granatowych barwach. Kataloński ogląd jest ewenementem na skalę światową, historyczną.

Duma Katalonii na rynku transferowym, jeśli chodzi o kupno piłkarzy, nie szarżuje. Możemy spodziewać się jakiejś transferowej „bomby” pod koniec lata?

Nie sądzę. W danej chwili Barça ogląda każde euro, które wraz z bajońskim transferem Neymara zyskało jeszcze na wartości i znaczeniu. Symptomatyczna jest sytuacja dotycząca pozyskania nowego stopera. Włodarze klubu uznali, że dokonają wzmocnienia na tej pozycji tylko w przypadku niskiej ceny całej operacji. Wsparci opinią Martino, który zakłada, że najlepszym transferem będzie Carles Puyol, sondują rynek w sposób oszczędny i spokojny. Słusznie. Na Camp Nou mamy najlepszych piłkarzy świata, trudno o wzmocnienie z zewnątrz, które stanowiłoby jakościowy pocisk. W takich okolicznościach należy pamiętać o względach ekonomicznych.

Jak ogólnie oceni Pan pracę zarządu podczas okienka transferowego?

Rozumiem, że powinienem w tym miejscu dokonać oceny tego konkretnego, wąsko sprofilowanego odcinka działań zarządu. Wobec powyższego, nie jest to cenzurka przesadnie miażdżąca. Gdybyśmy mieli dokonywać recenzji całościowej, wówczas otarłbym się o niewłaściwy mojej osobie krytyczny radykalizm. To, co warte podkreślenia, to fakt, że Barça pozostała wierna swoim niechlubnym tradycjom i udowodniła, że nie potrafi sprzedawać swoich graczy. Tak było niemal od zawsze, dlatego też przypisywanie całego zła Rosellowi i jego faktycznie wątpliwej świcie jest w tym akurat przypadku daleko posuniętym nadużyciem. Real wydał prawie 73 mln euro, ale dzięki udanym targom, głównie z Napoli, zyskał niemal 65 mln euro. Bilans Barcelony wynosi w danej chwili 42 miliony euro „na minusie”. A już kabaret „Elita” śpiewał: „Bilans musi wyjść na zero”. Moje największe wątpliwości skupia kwestia odejścia Érica Abidala, ale dotyczy to raczej pól sportowego i ludzkiego. Na przypadki Thiago i Villi należy litościwie spuścić kurtynę milczenia. Mam wrażenie, że w wyżej wymienionych przypadkach Sandro Rosell, Josep Maria Bartomeu i Andoni Zubizaretta wytarli swoimi eleganckimi marynarkami dno niekompetencji. To również świadectwo kiepskiej komunikacji na linii zarząd – Tito Vilanova. Indywidualnie szkoleniowiec z Banyoles także nie wypada na tym rentgenie sytuacji najlepiej, ale wolałbym odłożyć poszerzenie argumentacji w tej materii w czasie. Póki co, najważniejsze jest zdrowie Tito i na tym należy się skupić, jeśli idzie o myśli krążące wokół Vilanovy. Inna sprawa, że jeśli ktoś nie ma ochoty na reprezentowanie barw Barcelony, to powinien czym prędzej opuścić Camp Nou. Ten klub ma 114 lat i nie tacy piłkarze jak Thiago opuszczali szeregi seniorskiej drużyny. Nikt, żaden, nawet najlepszy zawodnik, nie może być ponad klubem. Barça, jej instytucjonalne idee, wartości, katalońska tożsamość – to jest najważniejsze, bo stanowi powód do dumy i chluby, odróżnia od innych klubów, jest wielkim bogactwem i kapitałem moralnym, ale także źródłem działań, które stanowią swoisty kamień filozoficzny, receptę na nieśmiertelność. W trudnych czasach, kiedy upadały największe postumenty, Barça przetrwała właśnie dzięki wierności swoim dokonaniom z przeszłości. Powinniśmy czerpać z tego dobrodziejstwa garściami. Zaznaczam jednak, że życzę Thiago jak najlepiej i szanuję jego decyzję. Alcântara ma prawo do samostanowienia. Nie postrzegam jego postępowania w kategoriach zdrady, jestem również daleki od szaleńczego potępiania postępowania Pepa Guardioli. Dla mnie to wzór do naśladowania. Nie akceptuję kwestionowania jego zasług dla Barcelony czy etykietowania coacha z Santpedor hasłami „zdrajca” czy „wróg”. Pepowi już nic i nikt nie odbierze wielkości, nie wymaże też z zakurzonych inkunabułów Barçy niekwestionowanych i niezbywalnych osiągnięć sportowych i instytucjonalnych. Nawet największa zapalczywość podlana zakompleksioną żółcią.

Na razie jedynym graczem sprowadzonym jest Neymar, który zdążył się zaprezentować z pozytywnej strony. Pozostaje zatem walka zawodników o trzecie miejsce w ataku. Kogo widzi Pan w tej roli?

Alexis, Pedro, Tello, a w nieodległej przyszłości Deulofeu – w takiej kolejności. Chilijczyk musi jednak zwiększyć swoją efektywność i z chaotycznego „Strusia Pędziwiatra” stać się rozsądnym, jakościowym skrzydłowym. Finisz poprzedniej kampanii, a także udane mecze w presezonie napawają mnie optymizmem. Doskonała jest również praca, jaką Alexis wykonuje w materii defensywnej. Przy chęci odzyskania intensywności pressingu będzie to niezwykle istotne.

W poprzednim sezonie drużynie brakowało na finiszu „świeżości”. Barcelona sprzedała teraz kilku zawodników, więc w nadchodzącym sezonie problem może powrócić?

Nie jest to raczej kwestia personalna czy wytrzymałościowa, a mentalna. Mamy do czynienia z młodymi ludźmi, którzy w futbolu osiągnęli już wszystko, a gdziekolwiek postawią stopę, spotykają się z fanatycznym wręcz uwielbieniem. I choć wydaje się to nieprawdopodobne, to są tacy sami ludzie jak my, podatni na sympatyczne podłechtywanie próżności, która osłabia czujność i mobilizację. Ci ludzie mają wszystko, czego tylko dusza zapragnie, pławią się w luksusach i pożądliwych spojrzeniach kobiet. Inna sprawa, że poprzedni sztab szkoleniowy źle dysponował zasobami ludzkimi, drużynie brakowało też wewnętrznej rywalizacji, nowych bodźców, impulsów. Mam również wrażenie, że w trakcie absencji Vilanovy Barcelona źle trenowała, mało intensywnie, co przełożyło się na wydajność piłkarzy. Ponadto, zwłaszcza formację defensywną wydrenowały kontuzje. Dużo zależy jednak od właściwej pracy zwojów mózgowych piłkarzy Barçy. Nie zapominajmy jednak, że ta drużyna jest już wygrana. To najwybitniejsza grupa w historii, która na zawsze, złotymi zgłoskami, zapisała się na kartach klubu. Ich zasługi są niepodważalne. Można wybaczyć im porażki i potknięcia, bo to naturalna kolej rzeczy, nigdy braku zaangażowania, chęci i szacunku dla rywala. To kiedyś nadejdzie, upadek drużyny, koniec cyklu, prędzej czy później, jest nieunikniony. Upadali najwięksi, zadaniem obecnych piłkarzy, trenerów i działaczy jest wydłużenie trwającego cyklu drużyny i przygotowanie się na nadejście najgorszego. To wymaga ciężkiej pracy, determinacji i pokory. Ewolucja, nie mylić z rewolucją, będzie nieunikniona.

Czego się Pan spodziewa w tym sezonie po Dumie Katalonii? Obrona ligowego trofeum, czy może powrót na tron w Europie?

Od Barcelony oczekuję przede wszystkim wierności swoim ideom, tak na boisku, jak i poza nim. Chciałbym, aby zawołanie „Mes que un club” odzyskało swój dawny blask, bo w ostatnim czasie uległ on subtelnemu wypłowieniu. Barcelona musi być wzorem na poziomie ludzkim i instytucjonalnym tak, aby ciągle inspirować swoich fanów, ale także najzagorzalszych rywali. To, co musi przetrwać, to ideały, tożsamość i pamięć o niełatwej historii „Blaugrany” oraz cantera. Pryncypia Rinusa Michelsa, Johana Cruyffa, Oriola Torta czy Pepa Guardioli muszą być podstawowym podłożem działań klubu. Pamiętajmy o szacunku, pokorze i skromności. Chciałbym, aby środowisko „Barcelonismo” wyzbyło się niszczących i zbędnych podziałów na zwolenników i przeciwników danej sprawy czy persony i zjednoczyło się w pamięci o niezbywalnym duchu klubu oraz odpieraniu ataków z zewnętrz. Odpowiadajmy jednak tylko na boisku, nigdy poza nim.

Źródło: Własne

Kursy na mecze FC Barcelony

Real Madryt - FC Barcelona

La Liga Hiszpańska (Primera Division)

21/04/2024 / 21:00

FC Barcelona - Valencia CF

La Liga Hiszpańska (Primera Division)

27/04/2024 / 14:00

Następny mecz

Ostatni mecz

Terminarz i wyniki La Liga

Tabela La Liga

Najlepsi strzelcy La Liga

Nasz fanpage na FB

mainXX:/2013/08/bystrzycki-dla-dumakatalonii-pl-wyzbadzmy-sie-taniej-populistycznej-martyrologii/

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.