Trochę się pozmieniało ostatnio w życiu Davida Villi, zmienił klub, otoczenie. Szansa gry, możliwość koncentracji na tym co najważniejsze, okazja do bycia przywódcą – to właśnie znalazł na Vicente Calderón. A los chciał, by swój pierwszy wielki mecz rozegrał przeciw drużynie, której barwy bronił przez 3 wcześniejsze sezony, i by zrobił to, co potrafił najlepiej: strzelił gola.
Villa pokazał, że nie zamierza dawać taryfy ulgowej byłym kolegom, a przede wszystkim Víctorowi Valdésowi, którego „El Guaje” parę razy zaskoczył. Najlepiej wyszło mu to w 12. minucie, gdy po dograniu z boku Ardy Turan wykończył akcję wspaniałym wolejem, uderzając po długim słupku i zdobywając gola na 1:0.
To, że Villa jest zmorą Barcelony, pokazał już w przeszłości. Jak dotychczas udało mu się już strzelić 8 goli przeciwko Blaugranie. Dwa w czasiegry dla Zaragozy, a 5 gdy był graczem Valencii, no i ta, którą strzelił dla Atlético.
Przed meczem powiedział, że „jeśli mam strzelić, to strzelę”. I słowa dotrzymał. Villa nie mógł powstrzymać radości i świętował gola razem z kolegami z nowej drużyny.
Był zmotywowany i chętny do gry. Szukał okazji zarówno w pierwszej odsłonie, gdy jego drużyna naciskała, jak i w drugiej, gdy trudniej im było wyjść z udanym atakiem. Villa był blisko większej sprzeczki z byłymi kolegami, gdy próbował zmusić sędziego do pokazania drugiej żółtej kartki dla Busquetsa. David trochę się rozluźnił dopiero po ostatnim gwizdku. Xavi, Iniesta, Alves, Piqué, Valdés… wszyscy przyszli go uściskać. To był wielki rewanż Villi, z jego perfekcyjnym trafieniem, ale nie do końca z takim zakończeniem, o jakim marzył „El Guaje”. Ale jego cel, jakim jest zdobycie Superpucharu, dalej jest bardzo blisko.
Źródło: Sport.es