W minioną sobotę Barcelona poniosła swoją trzecią porażkę w 36 rozegranych spotkaniach. To tyle samo razy, co w trzech z ostatnich pięciu sezonów – 2008/09 i 2010/11 z Pepem Guardiolą oraz 2012/13 z Tito Vilanovą. W sezonie 2009/10 były dwie porażki, a 2011/12 zaledwie jedna.
Porażki z Ajaxem (2-1), Athletic (1-0) i Valencią (2-3) być może wynikają z dobrego przygotowania ich trenerów – wszyscy z nich w przeszłości byli zawodnikami Barcelony. Frank de Boer, Ernesto Valverde i Juan Antonio Pizzi dobrze odrobili lekcje i zneutralizowali swój zespół na filozofię Camp Nou, którą poznali od środka
De Boer, urodzony w latach 70. był pierwszym, który w tym sezonie, pomimo przegranej, pokonał Katalończyków pod względem posiadania piłki. W tym meczu wielką rolę odegrał Messi, ale w Amsterdamie już zabrakło Argentyńczyka, a Ajax pokazał, że jest na jak najlepszej drodze, by wygrać czwartą Eredivisie pod wodzą De Boera.
Pięć dni później, Ernesto Valverde – człowiek, który trzykrotnie wygrywał ligę z Olympiacosem (2009, 2011 y 2012) – pogłębił załamanie klubu. W pierwszej połowie Athletic próbował odpowiadać na dobrą grę gości, ale dopiero po przerwie pokazał swoją odwagę, która została nagrodzona bramką Muniaina. Zapewne wielki wkład w to zwycięstwo miał „Txingurri”.
Coś podobnego wydarzyło się w sobotę. Pizzi, który jeszcze w tym sezonie prowadził Argentyński San Lorenzo, wrócił do Europy i pokazał, że trzeba się z nim liczyć. Przy wyniku 1:1 wydawało się, że wkrótce Barça odwróci wynik spotkania. Nic bardziej mylnego. Wystarczyło kilka minut drugiej połowy, by to goście wyszli na prowadzenie. Katalończycy nie wytrzymali tej presji i ostatecznie przegrali 2:3.
Źródło: MundoDeportivo.com