Przestańmy poszukiwać przyczyny, dlaczego Barça, do której przyzwyczaili się wszyscy kibice, już nie istnieje. Jej zniknięcie to nie jest kwestia dnia, kwestia meczu na Mestalla, tylko długotrwałego procesu. Jednak ten finał pokazał, że coś się już skończyło i nie wróci.
Xavi przyspiesza z piłką, przebiega środkową linię boiska i, znienacka, zatrzymuje się. Nie ma nikogo. Ani z jednej, ani z drugiej strony. Nie ma nikogo, kto chciałby wziąć odpowiedzialność za piłkę. To, co może wydawać się żartem, staje się motywem do podjęcia refleksji na temat tego, co się dzieje z Barçą w tym sezonie.
Już nie istnieje ta drużyna, która brnęła naprzód, w kierunku bramki przeciwnika, naładowana nieznaną siłą, jednocześnie niedopuszczająca, by rywal wyszedł z kontrą. Teraz zawodnicy muszą zacząć walczyć o samych siebie, a to, jeśli spojrzeć na takie gwiazdy jak Leo Messi, czy Andrés Iniesta, nie będzie wcale proste.
Wielu kibiców przybyło do Walencji z nadzieją, że na boisku pojawią się iskry, że właśnie ci dwaj wielcy wykrzeszą z siebie jeszcze coś więcej, ale to nie był ich mecz. W pierwszej połowie dobra praca Jordiego Alby, napędzała działania Iniesty. Obrońca został jednak zmieniony z powodu kontuzji, a pomocnik musiał zejść do środka i zacząć próbować uczestniczyć w kreowaniu gry. Jednak nie przyniosło to żadnych efektów. Dopiero wejście Pedro za Cesca pobudziło odrobinę zespół, Barça starała się postraszyć Madryt swoją grą.
Dlaczego podstawowym sposobem na szukanie bramki przez Barcelonę było wrzucanie piłki spoza pola karnego na głowy napastników? I nie ma w tym momencie znaczenia, że jedyny gol padł właśnie po wrzuceniu piłki na głowę Marca Bartry (w miarę wysokiego obrońcy), który świetnie umieścił ją w bramce Casillasa, skoro żaden z napastników, ani Messi, ani Pedro, ani Neymar, nie jest w stanie skierować piłki, wrzuconej w pole karne, głową do bramki. Ponieważ oni tak nie grają, albo inaczej, nie są w stanie w taki sposób zagrać, to dlaczego Alves cały czas szuka sposobu by tą piłkę wrzucić w pole karne, raz za razem (i jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz)?
Jeśli w ataku Alves nie był użyteczny, to może chociaż na obronie. Otóż nie, tam było jeszcze gorzej. Po jego stronie, która często była pusta jak autostrada, Gareth Bale mógł spokojnie się poruszać i to właśnie tą stroną poszła jego kontra. Biedny Bartra nie mógł dogonić Walijczyka, który z łatwością przebiegł koło Brazylijczyka, zostawiając go, i jego wrzutki, daleko w tyle.
Wszystko mogłoby się skończyć lepiej, gdyby Neymarowi udało się wykorzystać okazję. Ale tak się nie stało, tak więc Barcelona musiała starać się odrabiać straty do ostatniej sekundy. Tylko dlaczego ponownie próbowali tego dokonać poprzez górne podania na pole karne? Stara Barcelona starała by się pokombinować, podawać, zagłębić się z piłką aż pod bramkę rywala i strzelić gola. Ale to była tamta Barça, której prawdopodobnie już nie zobaczymy.
Źródło: Sport.es