Kolejny wielki mecz z małym Ceskiem. We wtorek minęło dwa miesiące od ostatniego gola Hiszpana, który na Vicente Calderón rozczarował, choć w tym sezonie grał w wszystkich ważnych meczach: w dwumeczu z Manchesterem City, z Realem Madryt i w starciach z Rojiblancos.
W pierwszej połowie sezonu, Cesc eksplodował pod wodzą Gerardo Martino. Jego liczby były imponujące. Jednak tak jak za czasów Guardioli i Tito Vilanovy wszystko zmieniło się po zimowej przerwie. Obecnie piłkarz pochodzący z Arenys jest na dobrej drodze, aby dopisać kolejną końcówkę sezonu jako słabą. Jednak w zeszłym sezonie jego liczby były lepsze (sześć goli w pierwszej rundzie i pięć w drugiej).
Fàbregas został przesunięty do ataku i miał dać więcej przestrzeni Messiemu na prawej stronie. Tego dnia nie wykonywał jednak tak wielu obowiązków w grze defensywnej, co odbiło się też na grze zespołu. Cesc zupełnie nie sprawdził się w tym ważnym spotkaniu, o czym przekonał się Gerardo Martino.
26-latek opuszczał boisko w 7 meczach Ligi Mistrzów, które rozpoczynał w pierwszym składzie, w lidze opuszczał je 13 razy, a w Pucharze i Superpucharze 5 razy. Oznacza to, że w 40. spotkaniach, w których grał, w mniej niż połowie nich (14) zagrał do 90. minuty. Finał Pucharu Króla będzie ostateczną i kolejną okazją dla Cesca, który znajduję się w kryzysie formy.
Źródło: MundoDeportivo.com