Kiedy FC Barcelona osiągnęła swój najwyższy szczyt formy pod wodzą Josepa Guardioli, wydawało się prawie niemożliwe by zaczęła asymilować. Fascynująca intensywność opracowana przez Guardiolę, który był świadomy konieczności utrzymywania rozwoju jako menadżer, zaczął wprowadzać do zespołu nowe elementy – przede wszystkim Zlatana Ibrahimovicia – i wtedy zauważył, że ten delikatny ekosystem nie przyjmuje graczy z zewnątrz. Jeśli ktoś nie był z Barcelony, wydawało się, że nigdy nie nauczy się być jej częścią.
Nawet tacy jak David Villa i Cesc Fàbregas. Oczywiście, że ten drugi uczył się gry w La Masii, ale później wyjechał na Wyspy Brytyjskie i aby grać dla Arsenalu musiał się dostosować do tamtejszej gry. Każdy również pamięta świetnego Alexisa Sancheza, który błyszczał w Udinese, czuł się tam jak w domu, ale nigdy w Barcelonie nie grał tak samo dobrze. W pewnym sensie, siła Barcelony była jej słabością: nauczyli się grać w tak nastrojony, idiosynkratyczny sposób, że przeciwnicy nie mogli sobie z nimi poradzić. Można by jeszcze wymienić Zlatana Ibrahimovicia, który jest i był genialnym piłkarzem, ale nigdy nie odnalazł się w Barcelonie Guardioli. Wychodzi z tego prosty wniosek: w tym systemie nie mogą znaleźć się piłkarze z zewnątrz.
To był jeden z powodów, dla których transfer Neymara latem ubiegłego roku wydawał się taki dziwny i nieprzemyślany. Po upokarzającym sezonie, w którym Barcelona, mimo wygrania ligi, została rozgromiona przez Bayern Monachium w półfinale Ligi Mistrzów, lekiem na całe zło miały być transfery. Przyszedł jeden zawodnik wart ponad 50 mln euro, który według wielu ekspertów w przyszłości będzie najlepszym piłkarzem świata. Być może dlatego Real Madryt później pobił rekord transferowy i zakontraktował Garetha Bale’a, co było odpowiedzią na ruch transferowy Sandro Rosella.
Neymar nie jest jednak graczem, który jest naturalnie dostosowany do stylu Barcelony. Jego transfer był tak skomplikowany i mieścił w sobie tyle różnych rzeczy i klauzul, że w końcu doprowadził on do destabilizacji całego klubu i w głównej mierze do dymisji Sandro Rosella. Zaszkodziło to wizerunkowi Barcelony, ale jego transfer zaszkodził również drużynie na boisku. Jasne, Neymar jest niezwykle utalentowanym zawodnikiem z rzadką iskrą wyobraźni i robi rzeczy, które chce się oglądać. Ma swój charakterystyczny sposób gry, potrafi strzelać piękne gole. Ale to nie oznacza, że odpowiednim zawodnikiem w całej taktyce Barcelony. Kiedy gra znacznie obniża tempo swojej drużyny, nie pracuje tyle co inni skrzydłowi. Drużyna zawsze będzie walczyć, aby utrzymać intensywność i dyscyplinę, która przed odejściem Pepa była jego obsesją. Coś, co było widać szczególnie w grze Messiego, Neymar postanowił spotęgować i jest to bezwątpienia problem.
Gorzej, jeśli grał Fàbregas, który wydaje się być faworyzowany przez Gerardo Martino. Wówczas na lewą stronę przenosił się Andrés Iniesta. Jest on oczywiście magicznym piłkarzem, ale nie ma on odpowiedniej szybkości, a jego zdolność do operowania piłką i prostopadłych podań wydaje się mieć większe zastosowanie w środku pola. Z Iniestą na jednym boku i Neymarem na drugim – Barcelonie brakuje tempa. Messi wielokrotnie cofał się do środa pola, brał piłkę i próbował zagrać piłkę do przodu – kiedyś szukał tam Samuela Eto’o czy Davida Villi, ale teraz nie ma nikogo, więc postanawia biec dalej.
To nie przypadek, że większość najlepszych występów Argentyńczyka w tym sezonie zobaczyliśmy, gdy tworzył linię ataku wspólnie z Pedro i Alexisem. Razem z nimi, Barcelona unika bezpośredniej gry, która stwarza niebezpieczeństwo w bocznych sektorach boiska. Co więcej, bezpośrednia gra zmniejsza intensywność pressingu piłkarzy, którzy są mniej zwarci niż wcześniej, co z kolei wywołuje presję na obronie.
Wielki triumf Barcelony pod wodzą Guardioli był siłą systemu, ale długotrwałe poleganie na nim powoduje jego osłabienie. Adaptacja do tego stylu zawsze będzie problemem, ale próbowanie pomieszczenia w nim Neymara nie będzie dobre ani dla gracza ani dla zespołu.
Powyższy artykuł został opublikowany na stronie bleacherreport.com i jest on prywatną opinią Jonathana Wilsona.
Źródło: bleacherreport.com