Cesc Fàbregas przeszedł naprawdę wiele – wychował się w Arsenalu, a później wrócił do swojego domu, do Barcelony. Teraz ponownie wrócił do Londynu, gdzie czuje się szczęśliwy i doceniany. W wywiadzie opublikowanym przez „El Pais” zawodnik wypowiedział się na temat swojej przeszłości.
Czy wróciłeś do Londynu jak do domu?
Mieszkałem tam przez osiem lat. Z Londynem utożsamiam się bardziej niż z jakimkolwiek innym miastem. Ale przyszedłem tu do pracy, by zdobywać tytuły i cieszyć się grą. Musiałem dostosować się do grupy, ale to było łatwe, bo mamy świetny skład. Tak, czuję się tu jak w domu.
Zawsze byłeś bardzo brytyjski.
Czuję się kimś więcej niż Brytyjczykiem. Czuję się Londyńczykiem.
Co zostawiłeś w Barcelonie?
Wszystko. Wspomnienia, rodzinę, przyjaciół, znajomych. Wiele rzeczy, ale czułem, że muszę to zostawić.
Jak ocenisz swój powrót do Barcelony?
Wspaniale! Zdobyłem sześć tytułów w ciągu trzech sezonów. Poza Ligą Mistrzów zdobyłem wszystko. Zdobyłem bramkę w finale Klubowych Mistrzostw Świata… Jestem bardzo dumny.
Czy myślisz, że to mało?
Nie, ale takie jest życie. Wydarzyło się to, co się wydarzyło i to było dobre. Niczego sobie nie wyobrażałem, ale zawsze miałem marzenia i jednym z nich była gra dla Barcelony. Zrobiłem to, co mogłem. Czy mogę prosić o więcej?
Czy nie czułeś się źle?
Nie. Dlaczego?
Prasa, gwizdy fanów, składanie na Ciebie winy…
Nie mam wyrzutów sumienia. Gdybym miał powody, też bym gwizdał. Jeśli byłem krytykowany, to pewnie były ku temu powody. Wiem, ze nigdy nie grałem sam. Były lepsze i gorsze spotkania. Ale nie. Nigdy nie czułem się źle traktowany. Nie mam nikomu nic do zarzucenia. Wolę patrzeć na siebie. Na to co zrobiłem źle i na to, co dobrze. Barça dała mi wielu przyjaciół, doświadczenie i wspaniałe wspomnienia. Nie mogę być bardziej dumny. 150 meczów, 42 goli… Mogło być lepiej, ale mogło też być gorzej. Nie mam nikomu nic do zarzucenia. Zawsze czułem się częścią tej grupy. W pierwszym sezonie nie grałem za wiele, ale w drugim rozegrałem 34 spotkania. Spełniłem swoje marzenia.
Co było najlepsze, a co najgorsze?
Najlepsze to spełnienie marzeń. Najgorszy był bez wątpienia dzień, w którym dowiedziałem się o śmierci Tito. To było jak kara. On był dla mnie kimś bardzo ważnym. To było bardzo, bardzo smutne.
Kiedy zdecydowałeś o odejściu i dlaczego?
Zacząłem o tym myśleć po finale Pucharu Króla. Wiedziałem że po prostu potrzebuję zmiany i nie ma sensu tego kontynuować.
Rozmawiałeś o tym z Luisem Enrique?
Nie. Klub poinformowałem tydzień po przegraniu ligi, z Londynu. Zadzwoniłem do Zubizarrety i po jego odpowiedzi poczułem, że robię im przysługę, że to będzie dobre dla nich i dla mnie. Rozmawiałem z moim menadżerem i powiedziałem mu, żeby poszukał mi zespołu. Dostałem ofertę z Chelsea. Dla mnie oznaczało to powrót do Londynu, miejsca, w którym się wychowałem. Nie było lepszego rozwiązania. Rozmawiałem z Mourinho, a on powiedział mi to, co chciałem usłyszeć. Poczułem się doceniony. Poczułem, że będę częścią czegoś wielkiego.
Jeśli pięć lat temu ktoś powiedziałby Ci, że będziesz grał w Chelsea pod przewodnictwem Mourinho, co byś pomyślał?
Nigdy bym w to nie uwierzył. Ale życie ma wiele zakrętów.
Źródło: ElPais.com