Na rynku pojawiła się nowa książka o FC Barcelonie pod tytułem: „Barça. Życie, pasja, ludzie” autorstwa Jimmy”ego Burnsa. Twórcą posłowia jest dobrze Wam znany autor książki „Gerard Piqué. Urodzony na Camp Nou”, Mateusz Bystrzycki.
W związku z tym przeprowadziliśmy krótką rozmowę z samym Mateuszem na temat najnowszej pozycji książkowej o katalońskim klubie. Oczywiście nie zabrakło także wątków czysto piłkarskich. Zapraszamy do lektury!
Na początek chciałbym zapytać o książkę „Barça. Życie, pasja, ludzie”. Jest tam zdecydowanie więcej wątków historycznych aniżeli współczesnych. Czy wpłynie to pozytywnie na sprzedaż? Teraz młodzi fani głównie chcą czytać o swoich idolach: Messim, Neymarze, a niekoniecznie o historii.
Przeczytałem wiele książek, które dotyczą FC Barcelony, te błahe – przekoloryzowane, boysbandowe biografie piłkarzy oraz te nieco poważniejsze, skupiające się na istocie barcelonismo, klubowej historii i tożsamości, sensie bycia culé. I mogę z całą stanowczością zapewnić, że należąca do tej drugiej grupy książka Jimmy’ego Burnsa jest jedną z najlepszych, o ile nie najlepszą, z jaką się zetknąłem. Dla mnie możliwość przygotowania posłowia do „Barça. Życie, pasja, ludzie” to olbrzymi zaszczyt. Tym większy, że całkowicie utożsamiam się z grupą odbiorców, której zadedykował swoje dzieło Burns. Bo to nie jest książka dla wszystkich. Odradzam sięgnięcie po nią tym, których interesują jedynie „instagramowe” popisy Neymara czy najnowsze kreacje modowe Daniego Alvesa. „Barça. Życie, pasja, ludzie” to coś znacznie więcej niż bieżączka codziennych zdarzeń. To 115-letnia historia emocji, doświadczeń, poświęceń i wyrzeczeń, historia ludzi, którzy stworzyli tożsamość, ideę barcelonismo.
Jak trudno jest napisać naprawdę dobrą książkę? Praktycznie co chwilę pojawia się jakaś nowa pozycja o FC Barcelonie albo jest w planie. Da się „wycisnąć” jeszcze więcej?
Nie czuję się na siłach, aby mówić o tym, jak napisać dobrą książkę, proszę zapytać Masłowską, Twardocha czy Pilcha. Wiem jednak, że przygotowanie pozycji literackiej, dobrej lub złej, jest bardzo trudne i wiąże się z wykonaniem olbrzymiej pracy. Dlatego wartościowe dzieła cenię podwójnie. Trzeba mieć w sobie dużo śmiałości, odwagi, aby uważać, że moja wędrówka myśli, nomenklatura, światopogląd mogą kogoś zainteresować. Ja czuję się wyróżniony tym, że ktoś zdecydował się wydać swoje pieniądze i poświęcić wolny czas na przeczytanie „Gerard Piqué. Urodzony na Camp Nou”. To dla mnie największa nagroda za poniesiony trud, większa niż gratyfikacja finansowa. Ważne jest również dla mnie zadowolenie wydawnictwa z wyników sprzedaży oraz gotowość na realizację kolejnego wspólnego przedsięwzięcia. Jeden z polskich dziennikarzy sportowych, po wydaniu swojej książki, przyznał otwarcie, że zrobił to dla pieniędzy. Takie słowa to dla mnie dowód na brak szacunku – dla potencjalnego czytelnika, wydawnictwa, a nawet samego siebie. Romantycznych ideałów nie włożę sobie do garnka, ale nigdy w swojej 13-letniej działalności dziennikarsko-publicystycznej nie zrobiłem czegoś tylko dla pieniędzy. Zbyt boleśnie dotykałoby to mojego poczucia obciachu, niezależności. Najwyraźniej niektórzy wycenili swoją wolność. Ja za bardzo ją cenię, aby zdecydować się na sprzedaż.
Wróćmy jednak do futbolu. Za nami znakomity tydzień. Pogromy w spotkaniach z Sevillą i APOEL-em, ale nie to było najważniejsze. Dwa, historyczne rekordy Leo Messiego – to o nich mówi się do tej pory.
Messi to prawdopodobnie najlepszy piłkarz w historii futbolu. FC Barcelona powinna zrobić wszystko, aby Leo czuł się komfortowo i mógł skupić się wyłącznie na piłce nożnej. Bo Messi zrobił dla tego klubu więcej niż ktokolwiek inny. Nie zmienia to jednak faktu, że żaden piłkarz nie może być ważniejszy niż Barça, organizacja o 115-letniej historii.
Nie można jednak zapominać, że na razie to nie Blaugrana dyktuje warunki w La Liga. Real Madryt ma naprawdę topową formę. Jak długo „Królewscy” utrzymają tę dyspozycję?
Nie ma na świecie osoby, która znałaby odpowiedź na to pytanie. Na tym etapie sezonu Real Madryt jest w lepszej formie, aniżeli FC Barcelona i zasłużenie przewodzi ligowej stawce. Praca, jaką wykonał w Madrycie Carlo Ancelotti, po tym jak José Mourinho podeptał resztki przyzwoitości „Królewskich”, zasługuje na olbrzymi szacunek. Tym bardziej, że Florentino Pérez, w pogoni za swoimi fobiami, kompleksami, postanowił odebrać Włochowi drugiego najlepszego piłkarza „Los Blancos”. Należy jednak pamiętać, że Real kontynuuje podróż z poprzedniego sezonu. FC Barcelona wywróciła wszystko do góry nogami i z nowymi piłkarzami i trenerem szuka pomysłu na siebie, miotając się gdzieś pomiędzy rzewnym wspomnieniem dawnej wspaniałości, a chęcią wynalezienia czegoś nowego.
Kolejna głośna sprawa w ostatnim czasie to niezdolność do gry Thomasa Vermaelena, który niedługo przejdzie operację i będzie poza grą przez kilka miesięcy. Zarząd tym transferem strzelił sobie w stopę?
Stopa zarządu już od dawna przypomina szwajcarski ser. Z niecierpliwością czekam na wybory prezydenckie. Sandro Rosell i jego wątpliwej reputacji świta zrobili dla tego klubu bardzo dużo złego.
Co Pan sądzi o tym, że Montoya chce opuścić klub zimą? Kontrakt z Alvesem po sezonie nie zostanie najprawdopodobniej przedłużony, więc na prawej stronie zostaną tylko Adriano i Douglas. Nie wygląda to kolorowo.
Sytuacja Montoyi jest dla mnie zagadkowa. Bo kiedy już pojawia się on na boisku, to zazwyczaj nie gra gorzej niż Dani Alves. Ale fakt, że już trzeci kolejny trener Dumy Katalonii nie stawia na 23-latka, jest bardzo wymowny. Przypuszczam, że klucz do rozwiązania tej zawiłości leży w postawie Montoyi na treningach. Przyszłościowa obsada prawej strony obrony to kolejny kamyczek do ogródka, a właściwie stepu rozmiarów argentyńskiej pampy Andoniego Zubizarrety. Ani Alves, ani Adriano, ani Montoya, ani Douglas – choć temu należy się odrobina kredytu zaufania i czasu na aklimatyzację oraz pokazanie pełni swoich umiejętności – nie zasługują w tej chwili na wybieganie w pierwszym składzie Blaugrany.
Jak oceniłby Pan dotychczasowe wyniki Luisa Enrique w roli trenera Dumy Katalonii? Kibice są niecierpliwi i już słychać głosy krytyki.
Barcelonismo jest prawdopodobnie najbardziej wymagającym środowiskiem kibicowskim na świecie. To jeden z czynników, który sprawił, że Blaugrana stała się jednym z gigantów światowego futbolu. Apeluję jednak o cierpliwość. Ogrom zmian, jakie dotknęły latem FC Barcelonę, siłą rzeczy sprawia, że drużyna potrzebuje czasu na znalezienie wspólnego języka. Z Barçą nie jest ani tak źle, jak w meczach z Realem Madryt czy PSG, ani tak dobrze, jak w rywalizacji z Sevillą i APOEL-em. Z ostatecznymi sądami należy wstrzymać się aż do zakończenia sezonu.
Koniec roku to także czas podsumowań. Dla kogo zatem Złota Piłka?
Dla Seppa Blattera. Za zdegradowanie szczątków moralności FIFY. W tej chwili niemal wszystko, co wiąże się z tą organizacją, niesie w sobie element kabaretowy.
Źródło: Własne