W ostatnich tygodniach Gerard Piqué znalazł się na ustach niemal wszystkich culés. Niestety, nie tylko ze względów sportowych, choć i boiskowe dokonania Katalończyka budzą sporo wątpliwości. To dobry moment, aby zaprezentować Wam kolejny już fragment biografii stopera FC Barcelony autorstwa Mateusza Bystrzyckiego. „Gerard Piqué. Urodzony na Camp Nou” dostępny jest w najlepszych punktach sprzedaży w całym kraju. Polecamy!
„ (…) Torneig Social było dla „Geriego” niczym bułka z masłem. Kilka dni później chłopiec został zaproszony do występu w barwach Anoia w ramach Agrupació de Penyes. Ponieważ Barcelona nie posiadała wówczas drużyny w kategorii Benjamin, najzdolniejsi umieszczani byli w drużynach zgrupowanych wokół administracyjnego podziału Katalonii. I tak Gerard do dziewiątego roku życia zakładał co weekend śnieżnobiałą koszulkę teamu Anoia, w którym ustawiany był na różnych pozycjach. W przypadku młodych piłkarzy jest to niezwykle istotne. Wszechstronność na boisku zwiększa szanse na dobrą grę w przyszłości, ponieważ na etapie edukacji wzbogaca wachlarz zagrań i ogólnych umiejętności. Była to doskonała zabawa zręcznie pomieszana z tajnikami nauki podstaw piłki nożnej. Kilka dni po rozegraniu ostatniego meczu w ramach Agrupació de Penyes wszyscy oczekiwali informacji, czy Gerard zostanie włączony do klubowej już drużyny Alevin B. Niecierpliwe, nerwowe chwile przeplatały się z bujnymi fantazjami chłopca, kiedy wyobraźnia podpowiadała mu obrazy uczestnictwa w epickich meczach seniorskiego teamu „Blaugrany”. Marzenia nie kazały na siebie długo czekać. Pewnego dnia rodzice zakomunikowali Gerardowi, że elegancka koperta nadana przez przedstawicieli Barcelony zawiera zaproszenie do procesu szkolenia. I choć oznaczało to całkowitą reorganizację jego życia oraz podjęcie wyrzeczeń związanych z obowiązkową obecnością na meczach i treningach, w całej rodzinie zapanowała prawdziwa euforia.
Rozentuzjazmowany, dziesięcioletni wówczas Piqué dołączył do juniorskiego teamu „Dumy Katalonii” w sezonie 1997/98. Już pierwszy kontakt z nową rzeczywistością okazał się doświadczeniem odmiennym od dotychczasowych. Nowi koledzy pochłonięci byli maniakalną miłością do futbolu i Barcelony. Trudno się dziwić – każdy trening i mecz był okazją do spojrzenia na mury Camp Nou. Chłopcom imponowała logistyczna dbałość władz klubu o najmniejszy choćby szczegół ich piłkarskiej edukacji. Każdy członek futbolowej akademii Barçy otrzymywał wyprany, pachnący strój z elegancko wyszytym herbem klubu oraz indywidualnie dobrany model butów.
Powaga całego procesu szkolenia nieco przytłoczyła młodego Piqué. Nie tylko zresztą jego. W premierowym sezonie zbieranina młodych adeptów futbolu przegrywała nawet z niżej notowanymi drużynami, co dla wielu chłopców skończyło się odejściem z klubu już po pierwszym roku. Dramaty i łzy rozstania tylko zahartowały tych, którzy otrzymali od Barçy kolejną szansę. Trudno jednak z całą stanowczością przyznać, że młody Gerard odczuł to w sposób namacalny. Wówczas był beztroskim chłopcem, który w odróżnieniu od innych nie myślał nieustannie o dołączeniu do pierwszej drużyny. I wcale nie chodziło o rezygnację z marzeń czy pasji. Jak później tłumaczył, rozczarowania innych, nieco starszych piłkarzy, stanowiły dla niego przestrogę. „Geri” po prostu nie oczekiwał zbyt wiele od siebie i życia. Chciał pozostać sobą i w zgodzie z własnym sumieniem przyjąć wyroki losu. Czasem szwendał się z kolegami po gwarnych uliczkach La Rambla, piaskach Barcelonety czy okolicach Port Valle, gdzie bez ustanku odbijali futbolówkę. Zawsze jednak zachowywał daleko posuniętą lojalność w stosunku do rodziców, bo jak później podkreślał, jego główne zadanie polegało na „byciu dobrym synem”. Troskliwi bliscy starali się zapewnić Gerardowi możliwość spokojnej realizacji jego wyjątkowego talentu, który z czasem zaczął się przekładać się na zauważalne postępy w futbolowym rozwoju. W trakcie familijnych biesiad chłopak nieustannie był wypytywany nie o oceny z poszczególnych przedmiotów, a o kolejne mecze, gole i awanse. Piqué czuł, że jest dumą rodziny, która pokładała w nim olbrzymie nadzieje. Nikt jednak nie wywierał na nim zbyt dużej presji. Ewentualne niepowodzenie chłopca zostałoby przyjęte ze zrozumieniem. (…)”.
Źródło: Własne