Dużo dzieje się ostatnio w życiu Gerarda Piqué. Stoper FC Barcelony 2 lutego obchodził 28. urodziny, a pod koniec stycznia świętował narodziny drugiego syna – Sashy. W związku z tym chcemy przypomnieć Wam o książce „Gerard Piqué. Urodzony na Camp Nou”, autorstwa Mateusza Bystrzyckiego i zamieszczamy fragment lektury.
(…) Na froncie zmagań drużyn rezerwowych próżno upatrywać trudnych, wymagających meczów. Lato po zakończeniu sezonu było więc burzliwe. „Geri” poinformował Fergusona o chęci wypożyczenia do innego klubu. Szkot przystał na tę propozycję z zastrzeżeniem, że liczy na Gerarda w kolejnych latach. Był to doskonały sygnał dla Katalończyka – oto bowiem zyskał możliwość częstszych występów okraszoną perspektywą triumfalnego powrotu do Manchesteru. Usatysfakcjonowany Piqué poprosił Arturo Canalesa o znalezienie mu odpowiedniego miejsca na roczne wypożyczenie. Potrzebował potwierdzenia swoich umiejętności oraz możliwości regularnych występów na seniorskim poligonie. Siedzenie na ławce rezerwowych lub gra w drugiej drużynie „Czerwonych Diabłów” nie stanowiły już atrakcyjnej opcji rozwoju. Po krótkiej naradzie uznano, że doskonałym miejscem dla Katalończyka będzie Real Saragossa. Ferguson pragnął, aby w umowie zapisano minimalną liczbę występów, co stanowiło kolejne potwierdzenie, że wiązał z Piqué duże nadzieje. Stanęło na 20 meczach w drużynie z La Romareda, którą prowadził wówczas doświadczony Victor Fernández, były coach Teneryfy, Celty Cigo i FC Porto. Klub sześciokrotnego zdobywcy Pucharu Króla miał wtedy w swoim składzie solidnych piłkarzy z Carlosem Diogo, Juanfranem, braćmi Milito, Pablo Aimarem i Ewerthonem na czele. Negocjacje pomiędzy klubami nie były łatwe, co potwierdza fakt, że umowę „Geri” podpisał dopiero 4 sierpnia. Spokojny, dystyngowany Fernández dostrzegł w Gerardzie cechy charakterystyczne dla defensywnego pomocnika. Oprócz dobrego ustawiania się i czytania gry oraz imponujących warunków w kwestiach odbioru, krycia i pracy w powietrzu młody Katalończyk dobrze operował piłką. Dodatkowo potrafił wprowadzić ją do strefy obronnej przeciwnika albo posłać otwierające podanie. Miał być uzupełnieniem dla Gaby’ego Milito, który miewał wahania formy, a ponadto nie najlepiej czuł się w walce o górne piłki. Co ważne, Fernández preferował ofensywny styl gry oparty na ciągłej wymianie podań. „Geriemu” przypominało to czasy występów na boiskach La Masii, co znacznie ułatwiło mu przystosowanie się do gry „Blanquillos”. Istotnym czynnikiem w trakcie podejmowania decyzji była również możliwość częstszych spotkań z rodziną, wszak Barcelonę od Saragossy dzieli jedynie nieco ponad 300 kilometrów. Ponadto, piłkarz miał zamienić smutny, deszczowy Manchester na piąte co do wielkości miasto Hiszpanii, będące ważnym ośrodkiem kulturalnym i turystycznym. Wycieczkowiczów przyciąga tu ujście rzeki Huerva i Gallego do Ebro, renesansowa giełda La Lonja czy siedmiołukowy most Puente de Piedra.
Zanim jednak Piqué dołączył do Realu, z wysokości trybun obejrzał w Paryżu finał Ligi Mistrzów. 17 maja 2006 roku Arsenal Londyn rywalizował z Barceloną, która od 14 lat czekała na powtórzenie sukcesu „Dream Teamu” Johana Cruijffa. Nie był to przesadnie udany okres. „Blaugrana” często ustępowała Realowi Madryt, ponadto do ligowej rywalizacji o najwyższe cele włączyły się teamy Villarreal, Valencii oraz Sevilli. W dniu wielkiego meczu Gerard wylądował na paryskim lotnisku, aby następnie wsiąść do pociągu, którym dotarł prosto pod stadion. Tam czekali na niego ojciec Joan i brat Marc, którym bilety zafundował Cesc Fàbregas. Dla pomocnika z Arenys był to wyjątkowo trudny wieczór. Paryski finał miał słodko-gorzki smak. „Fabs” czuł, że właśnie dosięga piłkarskiego nieba, ale aby w pełni tego dokonać, musi wygrać wielką batalię z klubem swego życia. Pogrążenie Barcelony wydawało się zadaniem trudnym – także ze względów emocjonalnych – ale nie niemożliwym.
(…)
Źródło: Własne