Tydzień temu zawodnicy Barcelony wraz ze swoimi kibicami cieszyli się ze zdobycia mistrzostwa Hiszpanii, a dziś mogą świętować zdobycie kolejnego tytułu. W finale Pucharu Króla na własnym stadionie(?) podopieczni Luisa Enrique podejmą Athletic Bilbao. Ludzie i sercu w bordowo – granatowych barwach innego scenariusza jak wygrana ukochanego zespołu i wspólna feta do białego rana. Początek meczu o drugie trofeum w tym sezonie o godzinie 21:30.
Zastanawia was pewnie, dlaczego postawiłem znak zapytania przy „własnym stadionie”. Przecież mecz rozgrywany jest na Camp Nou, który oczywiście jest obiektem Barcelony. Niby tak, ale jak by się tak zastanowić to dziś tak naprawdę Barça gra na obcym terenie. Rolę gospodarza pełnić będzie Athletic. To on zajmie szatnię, z której na co dzień korzystają zawodnicy Dumy Katalonii. W dodatku kibiców będzie mniej o połowę niż zwykle. Jednak jak zapowiedział na wczorajszej konferencji prasowej Sergio Busquets, drobne zmiany nie przeszkodzą piłkarzom.
Jeszcze pół roku temu mało kto by pomyślał, że Barcelona walczyć będzie o trzy trofea. Nastroju panującego wokół klubu po spotkaniu z Realem Sociedad przypominać nie muszę. Pesymistyczne myśli szybko jednak ustąpiły tym pozytywniejszym. Dziś Blaugrana ma już na swoim koncie jeden tytuł, a przed nią walka o kolejne dwa. Porażka okazała się tylko pozytywnym kopniakiem, który pobudził zawodników. Ci przez całą wiosnę prezentowali futbol cieszący oko i przede wszystkim skuteczny. Barça biła każdego, kogo spotkała na swojej drodze. Czy to Real, czy to Bayern – ranga przeciwnika nie miała znaczenia. Liczyło się tylko zwycięstwo, które podopieczni Luisa Enrique odnosili.
Dziś także wygrana jest jedynym celem Barcelony. Wysoka forma zespołu sprawiła, że apetyt wśród miłośników mistrza Hiszpanii jest naprawdę duży. Po końcowym gwizdku sędziego kibice chcą widzieć Xaviego wznoszącego puchar, a nie piłkarza drużyny przeciwnej.
Droga do dzisiejszego finału dla obydwu drużyn wyglądała zupełnie inaczej. Dla Barcelony była dosyć łatwa. Na początku przyszło jej się mierzyć z drużynami, z którymi awans po niskim wyniku byłby grzechem. Najpierw odprawili Huescę aż 12:1 w dwumeczu. Później wyeliminowali Elche, strzelając dziewięć bramek, nie tracąc ani jednej. W ćwierćfinale przyszło im walczyć z najgroźniejszym z rywali na drodze do finału – Atlético Madryt. Dwumecz z zespołem Diego Simeone nie miał być łatwy i taki też nie był. Pierwszy mecz na Camp Nou Barcelona wygrała 1:0 po golu Leo Messiego w końcówce. W rewanżu w Madrycie Barcelona wygrała 3:2, a ochotę do dalszej gry goście odebrali gospodarzom już w pierwszej połowie.
Ostatnim przeciwnikiem na drodze Barçy był Villarreal. Sprawę awansu do finału Duma Katalonii załatwiła na dobrą sprawę w pierwszym meczu, wygrywając 3:1. Rewanż na El Madrigal miał być formalnością i tak też było. Ekipa Lucho ponownie zwyciężyła 3:1.
Zupełnie inaczej wyglądała trasa Basków. Dla nich była to przeprawa trudna, a przed oczyma piłkarzy i kibiców pojawiało się czasem widmo odpadnięcia. W przeciwieństwie do rywala, Athletic awans zapewniał sobie minimalnym wynikiem. Prawo do gry w ćwierćfinale uzyskał dzięki większej ilości bramek na wyjeździe w starciu z Celtą Vigo. W ćwierćfinale mierzyli się z Málagą, którą wyeliminowali strzelając tylko jedną bramkę. Bardziej przekonywujący był półfinał. W nim piłkarzy Ernesto Valverde czekało starcie z Espanyolem. Pierwszy mecz zakończył się remisem 1:1. W rewanżu wygrali 2:0. Odmienne drogi do finału dziś nie mają znaczenia. Został już tylko jeden mecz, w którym wszystko może się zdarzyć.
W ostatnich sześciu latach, Barcelona aż cztery razy występowała w finale Pucharu Króla. Dwa z nich to spotkania właśnie z baskijskim zespołem. Oba pojedynki Barcelona wygrała w świetnym stylu. W 2009 r. 4:1, a w 2012 3:0. W sumie obie drużyny w finałach Copa del Rey mierzyły się siedmiokrotnie. Pięć z nich wygrała Barcelona, a dwa Athletic. Ostatnia wygrana Basków miała miejsce ponad 30 lat temu.
Faworytem dzisiejszego finału jest Barcelona. Piłkarze Luisa Enrique są w znakomitej formie, a w dodatku są głodni zwycięstw. Dla rywala korzystny może być jeden fakt – oni mogą wygrać, a Barça musi.
Aleksander Stanuch (DumaKatalonii.pl): Czas na drugi skalp w tym sezonie i oby nie ostatni! Wiadomo, że finały rządzą się swoimi prawami i nie jest to banalne stwierdzenie, ale piłkarze FC Barcelony potrafią grać finały jak mało kto. Kluczowe jest zdrowie Luisa Suáreza, bo z nim w składzie Katalończycy będą znacznie bliżej zdobycia trofeum. Blaugrana zagra na swoim stadionie, co będzie dodatkowym plusem, więc nie wyobrażam sobie, żeby Athletic mógł coś ugrać w tym meczu. Poza tym wszyscy wiemy, że tridente MSN jest w wybornej formie i oby tak pozostało jeszcze przez tydzień.
Radosław Krajewski (BlogFCB.com): W finałach nie ma faworytów. Przekonaliśmy się o tym w środę, podziwiając doskonały finałowy mecz Ligi Europy w Warszawie. Dnipro skazywane było na porażkę, ale pokazało że dyscypliną oraz wolą walki da się przezwyciężyć trudności i wyrównać poziom. Choć nie daję większych szans Athleticowi Bilbao, to nie uważam, aby dla drużyny Luisa Enrique był to spacerek. Kluczowa może być rola Luisa Suáreza, który wraca po niegroźnej, lecz niepokojąco długiej kontuzji, która wykluczyła go z dwóch ostatnich ligowych spotkań. Pytanie, czy Urugwajczyk jest w stanie rozegrać pełne 90 minut gry? Czy jest w formie? Na te pytania nie ma odpowiedzi, ale jeżeli Barcelona nie wyjdzie once de galą i trener będzie musiał łatać skład rezerwami, szanse Athleticu będą rosły. Jednak myślę, że na sam koniec i tak Xavi podniesie puchar. Baskowie nie oddadzą tego finału, ale Katalończycy grają na własnym stadionie, przed własną publicznością (która siłą rzeczy będzie liczebniejsza). Przed Barceloną jeszcze ten najważniejszy finał i myśl o zdobyciu trypletu, dlatego zrobią wszystko, aby rozstrzygnąć ten mecz już w pierwszej połowie. Mój typ: Athletic 1:3 Barcelona.
Źródło: Własne