Trudno jest wytłumaczyć to, co zobaczyliśmy wczoraj na La Rosaleda. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę to, co wydarzyło się kilka godzin wcześniej w Madrycie. Po remisie Realu z Atlético droga do tytułu ligowego otworzyła się dla Barcelony. Jednak tak szybko jak się otworzyła, równie szybko się zamknęła.
Drużyna Luisa Enrique ma dwa oblicza, w zależności od ustawienia. Jeśli grają najlepsi zawodnicy, jest zdolna do wszystkiego. Jednak kiedy na boisku pojawiają się zmiennicy, wówczas tak naprawdę nie wiemy, czego się spodziewać. Wczoraj trener nie mógł skorzystać z Piqué i Rakiticia, co już było dużą stratą. Mógł jednak od początku wystawić Iniestę i Sergiego Roberto, lecz zrobił to dopiero wtedy, gdy trzeba było odrabiać wynik spotkania.
Wczoraj Barcelona rozdała przeciwnikowi zbyt wiele prezentów. Nie powinno się wskazywać konkretnych zawodników, którzy przyczynili się do porażki, ale wczoraj po prostu nie dało się nie zauważyć trójki z nich. Mathieu, który popełnił wyraźny błąd przy bramce na 1:0 oraz André Gomes i Denis Suárez, którzy po prostu nie zaprezentowali odpowiedniego poziomu, wymaganego na tym etapie rozgrywek. Jeśli trener przeprowadza zmiany, musi być świadomy, że są one obarczone dużym ryzykiem.
I na koniec dwa pytania. Dlaczego Barcelona od początku nie zagrała z sercem i intensywnością, którą widzieliśmy w końcówce spotkania? Oraz czy Real Madryt popełni jeszcze jakiś błąd, który mógłby ponownie otworzyć Barcelonie drogę do Mistrzostwa?
Prawda jest taka, że taka porażka jak wczoraj boli. Boli i skłania do refleksji na temat stosowania czy nadużywania rotacji. Boli, bo najprawdopodobniej została utracona szansa na zdobycie tytułu. Liga w sezonie 2016/17 była trudna, ale można było uniknąć takich porażek jak we wczorajszym meczu z Málagą. Teraz pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że ten wynik nie odbije się na psychice zawodników przed spotkaniem z Juventusem.
Źródło: Sport.es