Wtorkowe spotkanie Barcelony z Benficą przebiegało zgodnie z planem założonym przez Hansiego Flicka. Awans zdobyty, warto jednak podkreślić historię, która wydarzyła się na kilka godzin przed meczem. Chodzi o naszego skrzydłowego – Raphinhę.
Brazylijczyk pod wodzą Hansiego Flicka stał się jednym z najlepszych skrzydłowych świata. Jego przebojowość, drybling i zmysł boiskowy powodują, że jest nieodłącznym elementem składu Barcelony. Ciężko wyobrazić sobie z perspektywy czasu jak potoczyłoby się spotkanie z Benficą, gdyby nie jego przebojowy występ. Raphinha zaliczył dwie asysty i trafienie co wydatnie przyczyniło się do naszego awansu do kolejnej rundy.
Jak się okazuje, skrzydłowy wystąpił w spotkaniu ze sporym bagażem emocjonalnym. Na kilka godzin przed meczem przebywał on bowiem… w szpitalu. Spędzał tam czas z synem, który ma przechodzić ciężkie przeziębienie. Nie było go z zespołem podczas przygotowań, jednak to nie przeszkodziło mu zagrać kapitalnego spotkania. To pokazuje jak istotna jest mentalność w tym sporcie i jak wiele potrafi zdziałać. Synowi życzymy zdrowia a Raphinhi jak najwięcej takich występów!